Prezydent Sopotu twierdzi, że nigdy nie myślał teorią spisku, ale od 2 lat czuje się tak, jakby żył w matriksie. Jedno z największych śledztw w Polsce rozsypuje się tymczasem jak domek z kart. A on złożył skargę na polskich śledczych w Strasburgu.
Popularny na Pomorzu polityk, działacz PO, od czasów opozycji zaprzyjaźniony z najważniejszymi politykami w państwie, prezydent jednego z najprężniej rozwijających się miast, w jednej chwili stał się w Polsce synonimem skorumpowanego samorządowca. Odciął się od niego nawet premier Donald Tusk, mimo że znali się dobrze, nie tylko z boiska. – Mam do niego trochę żal, ale rozumiem, że mógł chłop zwątpić, jak dostał te raporty z prokuratury. Tyle że niewiele z nich teraz zostało – mówi „Wprost" Jacek Karnowski i przyznaje, że w PO nie wszyscy płakali, gdy wybuchła afera.
„Wprost" dotarł właśnie do ekspertyzy wykonanej dla Prokuratury Krajowej przez biegłego z Politechniki Wrocławskiej. Wynika z niej, że tak dokładne nagranie odgłosów z meczu z udziałem premiera Tuska, jakie przedstawił Julke, było możliwe tylko w przypadku zastosowania mikrofonów kierunkowych.
Skąd nagrywający dysponował tak specjalistycznym sprzętem? Czy w trakcie, gdy nagrywał Tuska 6 lipca, na stadionie piłkarskim miał jakichś „asystentów"? Te pytania pozostają na razie bez odpowiedzi.
Karnowski zamiłowanie Julkego do nagrywania swoich rozmówców kwituje krótko: „to człowiek dyktafon". Konkubina Julkego zeznała, że nagrywał on nie tylko Karnowskiego i premiera Tuska, ale też posła PO Jarosława Gowina czy gdańskich adwokatów. Podobno nagrał wszystkich, którzy cokolwiek mu obiecali.Przeczytaj więcej w artykule Elżbiety Południk "Domek z kart", w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"