Setki protestujących zebrały się przed nocnym targiem Suan Lum, żeby powstrzymać żołnierzy idących w kierunku głównego centrum bankowo-handlowego w mieście. Wojsko poprzedniego dnia powtórzyło ostrzeżenie, że zamknie pierścieniem pojazdów pancernych śródmieście stolicy, okupowane przez 10 do 20 tysięcy manifestantów, tzw. czerwonych koszul - zwolenników obalonego w 2006 premiera Thaksina Shinawatry, który próbował wprowadzić pewne reformy na rzecz uboższych warstw ludności. W czwartek w Bangkoku doszło do starć między wojskiem a "czerwonymi koszulami", w których zginęła jedna osoba, a osiem zostało rannych.
Wśród rannych jest generał Khattiya Sawasdipol, alias Seh Daeng, który został postrzelony w głowę przez snajpera, gdy udzielał wywiadu dziennikarzowi na jednej z barykad, jakie demonstranci ustawili wokół centrum handlowego. Armia zaprzecza, że na miejsce protestu wysłała snajperów. Generał Khattiya, zwieszony w obowiązkach od stycznia, nie ukrywał w ostatnich dniach, że nie akceptuje rządowego planu wyjścia z kryzysu. Zaczął popierać "czerwone koszule" i stał się wojskowym strategiem opozycjonistów.
Wieczorem rząd premiera Abhisita Vejjajivy ogłosił stan wyjątkowy w Bangkoku i okolicach oraz w piętnastu innych prowincjach Tajlandii. Swoją ambasadę zamknęły Stany Zjednoczone, wyrażając "głębokie zaniepokojenie" z powodu zamieszek. W sumie w starciach, do których doszło w ostatnich tygodniach, zginęło w Bangkoku 29 osób, a ponad 900 zostało rannych.
PAP, arb