Jego zdaniem, "jeśli przyjąć standardowy rozwój wydarzeń, gdzie nie ma żadnych niebezpiecznych sytuacji, gdzie wszystko przebiega normalnie, to podejście na autopilocie nie jest żadnym błędem". Przypomniał również, że pilot podchodzi do tzw. wysokości decyzji. - Potem przejmuje stery ręcznie i kontynuuje proces lądowania - zaznacza Sobczak. W jego ocenie, załoga TU 154M nie wiedziała na jakiej znajduje się wysokości. - Pozostaje pytanie dlaczego nie wiedziała - dodaje.
- Podejrzewam, ze gdyby pilotaż odbywał się w trybie ręcznym, to oni również zbliżaliby się do tej samej wysokości co z autopilotem. Oczywiście przy założeniu, że wskazania, które mieli w kabinie wprowadziły ich w błąd. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby przerwać pracę autopilota wcześniej - podkreśla. Zaznacza, że "piloci mogli doprowadzić do takiej samej sytuacji zarówno trybie ręcznym, jak i automatycznym".
W pisemnej wersji wystąpienia szefa komisji technicznej Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) Aleksja Morozowa, rozdanej dziennikarzom po zakończeniu środowej konferencji, znalazła się informacja, że samolot schodził do lądowania na automatycznym pilocie. Załoga wyłączała kolejne tryby działania autopilota na 5 i 4 sekundy przed zderzeniem z przeszkodą - drzewem - które spowodowało pierwsze uszkodzenia w konstrukcji maszyny oraz w momencie samego uderzenia. 6 sekund później maszyna uderzyła w ziemię.PAP, arb