Dęby, które w swoim spocie wyborczym sadził Jarosław Kaczyński by, niczym dąb Bartek towarzyszyły polskiej historii - uschły. - Wiemy dobrze, że ci ludzie na co dzień tam nie chodzą i nie sadzą tych dębów. Za to była odpowiedzialna firma producencka. Proszę ich pytać czy posadzili te dęby, czy nie. Czy może ktoś wyjął z ziemi i zalał jakimiś środkami żrącymi - komentuje sprawę rzecznik sztabu wyborczego PiS Paweł Poncyljusz.
Dęby posadzono na działce, położonej ok. 70 kilometrów od Warszawy. Sztab PiS podkreślał, że akcja była autentyczna. Okazało się jednak, że było to działanie krótkoterminowe. Dziś na działce pozostał tylko jeden uschnięty dąb. Pozostałe zostały już wykopane z ziemi.
Poncyljusz bagatelizuje sprawę. - Liczy się tylko przekaz generalny tego spotu, a nie czy dąb zwiądł, czy dalej rośnie i czy będzie kolejnym dębem Bartkiem czy też nie. Przekaz jest ważny, a przekaz jest jasny. Dzisiaj dokonane czyny, będą procentować za kilkanaście lat dla Polaków i wsadzenie tego dębu ma być tym symbolem - tłumaczy.
"Dobrze, że Kaczyński nie wziął się za budowę domu, czy spłodzenie potomka" - komentuje na swoim blogu Janusz Palikot.
arb, Radio Zet