Kampania wyborcza od zawsze rządzi się logiką nieco odmienną od tej, która reguluje zachowania polityków w normalnych warunkach. Oto Bronisław Komorowski najpierw (przed ogłoszeniem terminu wyborów) podpisał dokument, dzięki któremu ponad 2,5 tysiąca polskich żołnierzy może bohatersko walczyć o demokrację w Afganistanie, a potem (w czasie kampanii) ogłosił, że tak naprawdę to on, by najchętniej zabrał natychmiast wszystkich naszych wojaków z centralnej Azji do domu.
Który Komorowski jest prawdziwy? To pytanie zasadnicze dla tych, dla których kwestia obecności Polaków w Afganistanie jest istotna przy podejmowaniu decyzji wyborczych. Czy jest możliwe, że Komorowski jest pacyfistą tylko w czasie kampanii wyborczej, a gdy nie trzeba walczyć o głosy wyborców zmienia się w jastrzębia? A może to kwestia dnia – w poniedziałki popiera interwencje, a w soboty jest przeciw? Może być też tak, że wzorem klasyka jest za, a nawet przeciw – i kiedy jedną ręką podpisuje decyzje o przedłużeniu misji, drugą ociera łzy łkając nad ciężkim losem polskich żołnierzy. Bo nie chce mi się wierzyć, że poważny polityk poważnej partii może rzucać takie hasło tylko po to, aby w związku ze śmiercią polskiego żołnierza w Afganistanie zyskać parę procent. Tak cyniczny to mógł być jakiś, za przeproszeniem, Lepper, a nie ktoś taki jak Komorowski! Wytłumaczenie jest prostsze - to po prostu logika kampanii.
Specyficzna, kampanijna logika rządzi też drugą stroną barykady. Oto najpierw PiS z wielką pompą sadził wraz ze swoim prezesem dęby, a poseł Paweł Poncyljusz tłumaczył gazetom, że każdy mężczyzna musi w życiu posadzić drzewo i spłodzić syna, przy czym to ostatnie zrobił już Poncyljusz, więc prezesowi PiS wystarczyło drzewo. Dąb został więc posadzony, a PiS pochwalił się, że oprócz nakręcenia spotu zadbał też o odbudowę zielonych płuc Polski. Minęło kilka dni i okazało się, że po drzewach nie ma ani śladu, a ten sam Poncyljusz tłumaczy, że przecież te drzewo, które jeszcze kilka dni temu miało być gwarantem męskości Kaczyńskiego, nie ma w gruncie rzeczy żadnego znaczenia, to taki symbol, a w ogóle to czemu wszyscy się czepiają PiS? No właśnie – czemu? Zwłaszcza, że gdy Komorowski się przejęzyczy i przez przypadek wyprowadzi Polskę z NATO to PiS podchodzi do sprawy ze zrozumieniem. Fakt, sztab wyborczy PiS organizuje specjalną konferencję prasową – ale przecież się nie czepia, tylko dobrotliwie wypomina Komorowskiemu pomyłki. No może trochę ironicznie. No dobra, bądźmy szczerzy – czepia się okrutnie. Ale to zupełnie inne czepianie przecież – wytłumaczyłby pewnie Poncyljusz. Pewnie, że inne. W świecie rządzonym przez kampanijną logikę nic nie jest tym czym się wydaje być.
Mistrzem w stawianiu logiki na głowie nie jest jednak ani Komorowski, ani Poncyljusz – tylko Palikot. Ów wesoły trefniś najpierw ogłosił, że się zmienia, poświęci się teraz ciężkiej i niewdzięcznej parlamentarnej pracy, wibratory odda do sex-shopów, a świńskie ryje do rzeźni. Po czym w ramach zmiany zaczął wypominać Marcie Kaczyńskiej, że wzbogaciła się na śmierci rodziców, zasugerował że Jarosław Kaczyński ma problemy z psychiką i prowokacyjnie zakłócił wiec lidera PiS. Na koniec ogłosił, że jego podłości to dowód... na podłość Jarosława Kaczyńskiego. Bo wprawdzie Jarosław Kaczyński przez ten cały czas trwał przy swoim zmienionym image’u i nie dał się sprowokować, ale w końcu sam fakt, że Palikot nie jest w stanie się zmienić jest już dowodem na to, że nikt się zmienić nie może. Bo jak wszyscy wiemy na początku był chaos, potem Palikot, a potem cała reszta. Nielogiczne to? Nieprawda. To po prostu logika kampanii. Musimy z nią wytrzymać do 4 lipca.
Specyficzna, kampanijna logika rządzi też drugą stroną barykady. Oto najpierw PiS z wielką pompą sadził wraz ze swoim prezesem dęby, a poseł Paweł Poncyljusz tłumaczył gazetom, że każdy mężczyzna musi w życiu posadzić drzewo i spłodzić syna, przy czym to ostatnie zrobił już Poncyljusz, więc prezesowi PiS wystarczyło drzewo. Dąb został więc posadzony, a PiS pochwalił się, że oprócz nakręcenia spotu zadbał też o odbudowę zielonych płuc Polski. Minęło kilka dni i okazało się, że po drzewach nie ma ani śladu, a ten sam Poncyljusz tłumaczy, że przecież te drzewo, które jeszcze kilka dni temu miało być gwarantem męskości Kaczyńskiego, nie ma w gruncie rzeczy żadnego znaczenia, to taki symbol, a w ogóle to czemu wszyscy się czepiają PiS? No właśnie – czemu? Zwłaszcza, że gdy Komorowski się przejęzyczy i przez przypadek wyprowadzi Polskę z NATO to PiS podchodzi do sprawy ze zrozumieniem. Fakt, sztab wyborczy PiS organizuje specjalną konferencję prasową – ale przecież się nie czepia, tylko dobrotliwie wypomina Komorowskiemu pomyłki. No może trochę ironicznie. No dobra, bądźmy szczerzy – czepia się okrutnie. Ale to zupełnie inne czepianie przecież – wytłumaczyłby pewnie Poncyljusz. Pewnie, że inne. W świecie rządzonym przez kampanijną logikę nic nie jest tym czym się wydaje być.
Mistrzem w stawianiu logiki na głowie nie jest jednak ani Komorowski, ani Poncyljusz – tylko Palikot. Ów wesoły trefniś najpierw ogłosił, że się zmienia, poświęci się teraz ciężkiej i niewdzięcznej parlamentarnej pracy, wibratory odda do sex-shopów, a świńskie ryje do rzeźni. Po czym w ramach zmiany zaczął wypominać Marcie Kaczyńskiej, że wzbogaciła się na śmierci rodziców, zasugerował że Jarosław Kaczyński ma problemy z psychiką i prowokacyjnie zakłócił wiec lidera PiS. Na koniec ogłosił, że jego podłości to dowód... na podłość Jarosława Kaczyńskiego. Bo wprawdzie Jarosław Kaczyński przez ten cały czas trwał przy swoim zmienionym image’u i nie dał się sprowokować, ale w końcu sam fakt, że Palikot nie jest w stanie się zmienić jest już dowodem na to, że nikt się zmienić nie może. Bo jak wszyscy wiemy na początku był chaos, potem Palikot, a potem cała reszta. Nielogiczne to? Nieprawda. To po prostu logika kampanii. Musimy z nią wytrzymać do 4 lipca.