Prezydencki boks

Dodano:   /  Zmieniono: 
WBC, WBA, IBF, WBO, a później EBU, IBU, IBA, WBU, WBF oraz NABO. Są i inne organizacje bokserskie, ale się nie liczą. PO, PIS, PSL, SLD, a później SD, PRp, PPP, WiP, Solidarność Walcząca i Samoobrona. Było ich więcej, ale nie zebrały wystarczającej liczby podpisów.
Co łączy boks i politykę? Utalentowany amator zawsze staje przed dylematem: ring zawodowy czy inna ścieżka kariery. A boksu zawodowego nie ma poza federacjami. Domorosły polityk po przekonaniu do swych racji najbliższego otoczenia, musi znaleźć szersze grono zwolenników. To jednak może być karkołomna misja. Przedstawianie swojego widzi-mi-się jako niepodważalnej racji, może zostać odebrane jako nerwica natręctw. Granicę między dziwactwem a działalnością wyznacza przynależność partyjna.

Każdy pretendent, czy to do tytułu mistrzowskiego, czy na urząd prezydenta, musi mieć promotora. Pretendent ma chęć i potencjalne możliwości. Promotor ma wiedzę i wpływy.

Pretendenci do fotela prezydenckiego unikają jednak bezpośrednich odniesień do swoich promotorów. Zamiast partii politycznej wolą powoływać się na "środowisko". Promotorzy Jarosława Kaczyńskiego twierdzą, że jest kandydatem narodu. Mają rację. Podobnie jak pozostałych dziewięciu, którzy zebrali wymagane sto tysięcy podpisów. Ile podpisów upoważnia do mówienia: "My, naród..." ?

Zwycięstwo w boksie zależy od celności i mocy ciosów, ale do ich zadania kluczowa jest praca nóg. W walce wyborczej chodzi o nogi zwolenników. To bezimienni bohaterowie starcia: rozdają ulotki i baloniki, rozklejają afisze, przygotowują imprezy, a w razie wpadki frekwencyjnej imitują wyborców. Są ideowi - każdy entuzjasta musi przejść etap zwolennika, jeśli chciałby kiedyś  zabłysnąć jako pretendent, a przy tym poznają warsztat promotora.

Wiele jest analogii między boksem a polityką. Na przykład cios sierpowy, w języku bokserskim -  hak. Starannie przygotowany i wyprowadzony we właściwym momencie może usunąć przeciwnika przed czasem. Przykładem sprawa Anny Jaruckiej z 2005 r., byłej asystentki byłego ministra spraw zagranicznych Włodzimierza Cimoszewicza. Był to, co prawda, hak poniżej pasa, ale udowodnienie, że  nie było to zagranie fair zajęło eks-pretendentowi pięć lat. Obecni pretendenci, jak dotąd, haków nie wyprowadzali, co nie znaczy że ich nie przygotowali. Nieudaną próbą uderzenia hakiem było zakwestionowanie kandydatury Andrzeja Leppera jako osoby ukaranej prawomocnym wyrokiem w sprawie ściganej z oskarżenia publicznego. Cios nieporadny, zły technicznie, pozostawił podobne wrażenie. Boks to nie młócka.

Ring wolny – miejsce, gdzie odbywa się mecz - marzenie promotorów, sens życia pretendentów, nadzieja mediów, magnes dla kibiców. Wielkie przedsięwzięcie - logistyczne, strategiczne, rozrywkowe. Jak ustawić pretendentów: kto z kim ma walczyć? Dobór przeciwników daje jakość widowiska, a widowisko wysokiej jakości gwarantuje liczną widownię. Liczna widownia przyciąga uwagę mediów. Relacje telewizyjne mnożą zaś odbiorców, co z kolei przyciąga reklamodawców i  pieniądze, coraz większe pieniądze, góry forsy...

W wyborach prezydenckich taką rolę odgrywa debata. Dziesięciu pretendentów, dziesięć sztabów wyborczych, ogólnokrajowe stacje telewizyjne. Rozmowy, ustalenia, podchody... W rezultacie pada propozycja debaty  Wielkiej Czwórki w ogólnodostępnym I Programie Telewizji Publicznej. Dlaczego tylko czterech? Bo ich promotorami są partie polityczne zasiadające w Sejmie. A co ze stu tysiącami podpisów pod kandydaturą każdego z pozostałych sześciu pretendentów? Co z sześciuset tysiącami wyborców ? Są dziećmi gorszego Boga, pariasami polskiej polityki, błędem statystycznym instytutów badania opinii publicznej?

Artykuł 32 Konstytucji RP: " Wszyscy są wobec prawa równi. Wszyscy mają prawo do równego traktowania przez władze publiczne. Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny..."

"The winner takes it all" (zwycięzca bierze wszystko) – tak w boksie jak i w wyborach prezydenckich. Kto weźmie w tych wyborach? Pretendent? Promotor? Swoją działkę zapewne weźmie  też federacja...

Kto zapłaci ? My, naród...


Janusz Stodulski