"Przyjmuję ten wybór nadzwyczaj chętnie i z przekonaniem oraz cieszę się na odpowiedzialne zadanie" - oświadczył Wulff zaraz po ogłoszeniu wyników. Na wybór prezydenta, który w Niemczech ma głównie ceremonialną rolę, Zgromadzenie Federalne potrzebowało aż dziewięciu godzin. Dotychczasowy premier Dolnej Saksonii uzyskał poparcie 625 z 1244 członków Zgromadzenia Federalnego. W pierwszej turze Wulff zdobył 600 głosów, a w drugiej - 615. Nie zgromadził zatem potrzebnej w pierwszych dwóch podejściach bezwzględnej większości, która wynosiła 623 głosy.
Rywal chadeka, kandydat opozycyjnych partii SLD i Zielonych Joachim Gauck zdobył w trzecim podejściu 494 głosy. W pierwszej turze uzyskał on poparcie 499 elektorów, a w drugiej - 490. Przed trzecią rundą z wyborów wycofała się polityk Lewicy Luc Jochimsen oraz kandydat skrajnie prawicowej Narodowo-Demokratycznej Partii Niemiec (NPD) pieśniarz Frank Rennicke. Większość delegatów Lewicy wstrzymała się od głosu podczas trzeciej tury wyborów.
Chociaż koalicja chadecko-liberalna miała teoretycznie absolutną większość w zgromadzeniu (644 głosy) to w dwóch pierwszych turach nie udało się zmobilizować wystarczającej liczby delegatów, by zapewnić Christianowi Wulffowi zwycięstwo. Już wyniki pierwszej rundy wyborów politycy opozycji i komentatorzy uznali za cios i "żółtą kartkę" dla koalicji.
"To wielka porażka rządu chadeków i liberałów" - oświadczyła już po pierwszej turze przewodnicząca Lewicy Gesine Loetsch. Zdaniem szefa Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) Sigmara Gabriela, wielu delegatów posłuchało apeli opozycji o dokonanie wolnego wyboru i nie kierowało się w trakcie wyborów zaleceniami partyjnymi.
Jest to częściowo zasługa samego kandydata SPD i Zielonych Joachima Gaucka. Charyzmatyczny 70-letni pastor, były opozycjonista w d. NRD i pierwszy szef Urzędu ds. Akt Stasi cieszy się ogromną popularnością i autorytetem wśród niemieckiej opinii publicznej. Zgodnie z konstytucją RFN prezydent wybierany jest w głosowaniu tajnym, a elektorom nie można narzucić dyscypliny partyjnej.
Przedterminowe wybory prezydenckie w Niemczech są konieczne, gdyż 31 maja z urzędu szefa państwa ustąpił ze skutkiem natychmiastowym Horst Koehler. Uzasadnił swą decyzję kontrowersjami wokół jego wypowiedzi, w której powiązał on udział niemieckich sił w misjach zagranicznych z potrzebą ochrony interesów gospodarczych Niemiec.
PP / PAP