Na finiszu kampanii wyborczej kandydaci jak zawsze sporo obiecują. Pojawiają się nowe zapewnienia i - często następnie nierealizowane - postulaty. Jednakże sposób, w jaki marszałek Komorowski manipuluje kwestią studentów w debacie publicznej jest żenujący. Mowa tu o projekcie przywrócenia zniżek na przejazdy.
Pamiętam doskonale jak w poprzednim roku akademickim na uczelniach wyższych zbierane były podpisy pod obywatelskim projektem zwiększenia ulgi na przejazdy dla uczniów i studentów. Sam podpisałem się pod tą inicjatywą na Uniwersytecie Warszawskim.
Właściwie, z perspektywy czasu, należałoby używać sformułowania nie "zwiększenie" ulg, ale raczej "powrót do stanu pierwotnego". Jeśli bowiem prześledzimy historię to, z łatwością, dostrzeżemy iż to za czasów rządów koalicji SLD-UP-PSL odebrano studentom prawo do większego upustu na przejazdy PKP i PKS. Ironią losu jest fakt, iż na bilbordach lewicy w 2001 roku często pojawiała się dziewczynka z plecakiem na ramieniu. Przekaz medialny był wówczas jasny - nastąpi poprawa polskiej oświaty. Pozbawienie ulgi studentów z pewnością nie może być potraktowane jako "uzdrowienie" sytuacji w polskiej oświacie.
W czerwcu 2009 roku Platforma Obywatelska - pierwotnie przychylna wobec koncepcji przywrócenia zniżek - oznajmiła, iż nie poprze wniosku o powrót do stawki 49 % (bo o tyle dokładnie walczą pomysłodawcy projektu) na przejazdy dla studentów i uczniów. Posłanka Bożena Szydłowska - powiedziała wówczas, iż wszystkie grupy społeczne muszą być solidarne podczas kryzysu. Minął dokładnie rok i 29 czerwca 2010 roku marszałek sejmu zadeklarował, iż... przywróci ulgi dla wspomnianej grupy społecznej. Bronisław Komorowski stwierdził "Przywrócimy te 50 procent; rozłożymy to na etapy, ale przywrócimy w perspektywie 500 dni". To dość zabawne i naiwne dla kogoś kto zna przebieg prac parlamentarnych w tej kwestii.
Koordynator akcji - Marcin Mastalerek - przypomina, iż popierający projekt obywatele (w sumie ponad 150 tys. osób) oraz wiele organizacji społecznych, musiało czekać aż do czerwca 2009 roku na pierwsze czytanie ustawy. Kolejne pół roku minęło nim projektem zajęła się komisja. Aktualnie znajduje się on w specjalnie powołanej podkomisji, która zbiera się raz do roku.
Reasumując wniosek - złożony przez studentów tkwi w parlamencie już od blisko 500 dni. Kandydat PO zapewnia, iż postara się przywrócić ulgi w ciągu kolejnych 500. Oznacza to, iż na przyjęcie ustawy zawierającej zaledwie dwa artykuły rządząca koalicja potrzebuje ponad trzech lat. Warto sobie zadać pytanie - czy tak rządzone państwo jest krajem sprawnym? Czemu marszałek tak bardzo liczy na krótką pamięć studentów? Wydaje mu się, iż młodzież ucząca się na uczelniach wyższych to ciemny lud, który kupi wszystko?
Właściwie, z perspektywy czasu, należałoby używać sformułowania nie "zwiększenie" ulg, ale raczej "powrót do stanu pierwotnego". Jeśli bowiem prześledzimy historię to, z łatwością, dostrzeżemy iż to za czasów rządów koalicji SLD-UP-PSL odebrano studentom prawo do większego upustu na przejazdy PKP i PKS. Ironią losu jest fakt, iż na bilbordach lewicy w 2001 roku często pojawiała się dziewczynka z plecakiem na ramieniu. Przekaz medialny był wówczas jasny - nastąpi poprawa polskiej oświaty. Pozbawienie ulgi studentów z pewnością nie może być potraktowane jako "uzdrowienie" sytuacji w polskiej oświacie.
W czerwcu 2009 roku Platforma Obywatelska - pierwotnie przychylna wobec koncepcji przywrócenia zniżek - oznajmiła, iż nie poprze wniosku o powrót do stawki 49 % (bo o tyle dokładnie walczą pomysłodawcy projektu) na przejazdy dla studentów i uczniów. Posłanka Bożena Szydłowska - powiedziała wówczas, iż wszystkie grupy społeczne muszą być solidarne podczas kryzysu. Minął dokładnie rok i 29 czerwca 2010 roku marszałek sejmu zadeklarował, iż... przywróci ulgi dla wspomnianej grupy społecznej. Bronisław Komorowski stwierdził "Przywrócimy te 50 procent; rozłożymy to na etapy, ale przywrócimy w perspektywie 500 dni". To dość zabawne i naiwne dla kogoś kto zna przebieg prac parlamentarnych w tej kwestii.
Koordynator akcji - Marcin Mastalerek - przypomina, iż popierający projekt obywatele (w sumie ponad 150 tys. osób) oraz wiele organizacji społecznych, musiało czekać aż do czerwca 2009 roku na pierwsze czytanie ustawy. Kolejne pół roku minęło nim projektem zajęła się komisja. Aktualnie znajduje się on w specjalnie powołanej podkomisji, która zbiera się raz do roku.
Reasumując wniosek - złożony przez studentów tkwi w parlamencie już od blisko 500 dni. Kandydat PO zapewnia, iż postara się przywrócić ulgi w ciągu kolejnych 500. Oznacza to, iż na przyjęcie ustawy zawierającej zaledwie dwa artykuły rządząca koalicja potrzebuje ponad trzech lat. Warto sobie zadać pytanie - czy tak rządzone państwo jest krajem sprawnym? Czemu marszałek tak bardzo liczy na krótką pamięć studentów? Wydaje mu się, iż młodzież ucząca się na uczelniach wyższych to ciemny lud, który kupi wszystko?
Łukasz Rosiak