Ludwik Dorn zapowiedział, że pozwie Bronisława Komorowskiego za to, że - jak twierdzi Dorn - kandydat PO przypisał mu słowa na temat powodzi, które nigdy nie padły. Jesteśmy spokojni o rozstrzygnięcie - odpowiada rzeczniczka sztabu Komorowskiego Małgorzata Kidawa-Błońska.
Poseł niezrzeszony Ludwik Dorn przywołał na swoim blogu wypowiedź Komorowskiego z niedzielnej debaty: "Ja chciałem przypomnieć wypowiedź pana wicepremiera, ministra spraw wewnętrznych i administracji, który w analogicznej sytuacji katastrofy powiedział wtedy te same słowa, co kiedyś nieopatrznie wypowiedział w 97 r. Włodzimierz Cimoszewicz: Ludzie są sami sobie winni, bo budują domy tam, gdzie nie powinni budować. Cytat, jeśli potrzebny wierny, dokładny, papier prześlę panu prezesowi, to mówię z głowy".
Dorn podkreśla, że w rzeczywistości w czerwcu 2006 roku odpowiadając na pytanie o skalę szkód wyrządzonych wtedy przez lokalną powódź i ich przyczyny powiedział: - Część budynków, zwłaszcza siedlisk, jest wybudowana na terenach zalewowych, bo ktoś je wybudował bez zezwolenia, albo nieroztropnie dano zezwolenie. Dorn podkreśla na blogu, że istnieje "zasadnicza różnica" między "zdiagnozowaniem problemu, a przesądzeniem winy i odpowiedzialności" i zapowiada, że z Komorowskim spotka się w sądzie w niewyborczym procesie cywilnym o ochronę dóbr osobistych.
Rzeczniczka sztabu Bronisława Komorowskiego Małgorzata Kidawa-Błońska zapewnia, że jest spokojna o rozstrzygnięcie sądowe. - Każdy kto uważa, że jego wypowiedź została wypaczona, czy uważa, że ktoś go obraził, ma takie prawo, żeby pójść do sądu. To jest prawo demokracji. My do tego podchodzimy bardzo spokojnie. To nie jest tak, że pan marszałek miał jakieś złe dane, na pewno w naszych materiałach było to sprawdzane - powiedziała Kidawa-Błońska.PAP, arb