Grzegorz Schetyna obejmując stanowisko marszałka Sejmu został nominalnie drugim człowiekiem w państwie. I faktycznie, Schetyna będzie drugim człowiekiem w polskiej polityce, ale nie po prezydencie Bronisławie Komorowskim, ale po premierze Donaldzie Tusku.
Kiedy w październiku ubiegłego roku Donald Tusk zdymisjonował Grzegorza Schetynę ze stanowiska wicepremiera w związku z aferą hazardową i "zesłał" go do Sejmu, uważałem to za poważny błąd, mogący skutkować dezintegracją nie tylko Platformy Obywatelskiej, ale również destabilizacją rządu. Nie było jeszcze wtedy wiadome, czy Tusk zdecyduje się na pozostanie na stanowisku premiera, czy może powalczy jednak o prezydenturę. Decyzja o odwołaniu Schetyny i innych polityków bezpośredniego zaplecza rządowego (i politycznego) Tuska wydawała się więc zbyt szybka i zbyt demonstracyjna. Upokarzające (jak się wydawało) usunięcie długoletniego przyjaciela i partnera politycznego mogło zaowocować wzrostem napięcia i problemami w przyszłości.
Przesłanki korupcyjne wobec Schetyny były mniej, niż wątłe. Mimo to Tusk rozbił nieformalny, dualistyczny układ władzy, co mogło doprowadzić do "posypania się" partii. Nic takiego jednak się nie stało. Schetyna, mocny i dobrze oceniany wicepremier i minister spraw wewnętrznych, szybko odnalazł się w nowej roli szefa klubu parlamentarnego. Wzmocnił go, a jednocześnie walcząc o swoją pozycję w partii pozostał lojalny wobec Tuska. Sądzę, że Schetyna zdawał sobie już wtedy sprawę, że stanowisko premiera będzie dla niego nieosiągalne, ponieważ Donald Tusk w wyścigu prezydenckim nie wystartuje.
Wydarzenie polityczne potwierdziły, że decyzje Tuska były słuszne. Platforma Obywatelska jest partią silniejszą, niż kiedykolwiek, a jej władza i pozycja są stabilniejsze, niż to wydawało się dziewięć miesięcy temu. Ani komisja śledcza badająca aferę hazardową, ani kampania prezydencka, ciągnąca Bronisława Komorowskiego nie osłabiły PO i Donalda Tuska. Tymczasem pozycja Schetyny wzrosła. Układ zależności koleżeńskich z Donaldem Tuskiem zmienił się w partnerstwo polityczne. Premier, przesuwając Schetynę do Sejmu, zakładał, że ciężar działalności politycznej przesunie się z rządu do parlamentu. I teraz dla sprawności działania państwa ważniejszy jest sprawny i mobilny Sejm, niż rząd. Od dnia, kiedy urząd prezydencki obejmie człowiek sprzyjający Platformie Obywatelskiej, Tusk nie będzie miał już żadnych wymówek, aby prowadzić działania modernizacyjne państwa. Ale jednocześnie musi robić to tak, aby nie przegrać wyborów parlamentarnych w przyszłym roku. Dobry wynik wyborczy Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich wskazuje, że taka groźba jest realna.
Wierność polityczna Grzegorza Schetyny wobec Donalda Tuska i PO okazała się dla byłego wicepremiera zbawienna. Wierność, ale również zręczność polityczna. Pracując w Sejmie Schetyna nie zaniedbał pracy nad swoją pozycją w partii. Duża cześć struktur regionalnych PO jest opanowana przez jego zwolenników. Sytuacja jest trochę podobna do tej, jaką stworzył w SLD Grzegorz Napieralski, który z pozycji sekretarza partii doszedł do jej przywództwa, poprzez doskonałą współpracę z partyjnymi baronami. W PO, jak na razie, nie jest to możliwe, ponieważ i partia, i sam Tusk idą od zwycięstwa do zwycięstwa, w związku z tym Schetyna nie ma okazji (ani ochoty) występować w roli Brutusa. Jeśli będzie chciał kogoś wyeliminować to ludzi z bezpośredniego zaplecza Donalda Tuska, z Igorem Ostachowiczem na czele.
Schetyna, polityk raczej gabinetowy, pokazał lojalność grupową, głównie wobec partii. I Donald Tusk to docenił stawiając teraz na Schetynę. Ten ma za zadanie teraz tak prowadzić prace Sejmu, aby te 500 dni, jakie pozostają do wyborów parlamentarnych, nie zostało zmarnowanych. Zręczność Schetyny przyda się nie tylko przy pracach prezydium Sejmu, ale również przy nieformalnych rozmowach z opozycją. Szczególnie, jeżeli potwierdzą się pogłoski, że szefem klubu Prawa i Sprawiedliwości albo wicemarszałkiem Sejmu zostanie Joanna Kluzik-Rostkowska.
Przesłanki korupcyjne wobec Schetyny były mniej, niż wątłe. Mimo to Tusk rozbił nieformalny, dualistyczny układ władzy, co mogło doprowadzić do "posypania się" partii. Nic takiego jednak się nie stało. Schetyna, mocny i dobrze oceniany wicepremier i minister spraw wewnętrznych, szybko odnalazł się w nowej roli szefa klubu parlamentarnego. Wzmocnił go, a jednocześnie walcząc o swoją pozycję w partii pozostał lojalny wobec Tuska. Sądzę, że Schetyna zdawał sobie już wtedy sprawę, że stanowisko premiera będzie dla niego nieosiągalne, ponieważ Donald Tusk w wyścigu prezydenckim nie wystartuje.
Wydarzenie polityczne potwierdziły, że decyzje Tuska były słuszne. Platforma Obywatelska jest partią silniejszą, niż kiedykolwiek, a jej władza i pozycja są stabilniejsze, niż to wydawało się dziewięć miesięcy temu. Ani komisja śledcza badająca aferę hazardową, ani kampania prezydencka, ciągnąca Bronisława Komorowskiego nie osłabiły PO i Donalda Tuska. Tymczasem pozycja Schetyny wzrosła. Układ zależności koleżeńskich z Donaldem Tuskiem zmienił się w partnerstwo polityczne. Premier, przesuwając Schetynę do Sejmu, zakładał, że ciężar działalności politycznej przesunie się z rządu do parlamentu. I teraz dla sprawności działania państwa ważniejszy jest sprawny i mobilny Sejm, niż rząd. Od dnia, kiedy urząd prezydencki obejmie człowiek sprzyjający Platformie Obywatelskiej, Tusk nie będzie miał już żadnych wymówek, aby prowadzić działania modernizacyjne państwa. Ale jednocześnie musi robić to tak, aby nie przegrać wyborów parlamentarnych w przyszłym roku. Dobry wynik wyborczy Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich wskazuje, że taka groźba jest realna.
Wierność polityczna Grzegorza Schetyny wobec Donalda Tuska i PO okazała się dla byłego wicepremiera zbawienna. Wierność, ale również zręczność polityczna. Pracując w Sejmie Schetyna nie zaniedbał pracy nad swoją pozycją w partii. Duża cześć struktur regionalnych PO jest opanowana przez jego zwolenników. Sytuacja jest trochę podobna do tej, jaką stworzył w SLD Grzegorz Napieralski, który z pozycji sekretarza partii doszedł do jej przywództwa, poprzez doskonałą współpracę z partyjnymi baronami. W PO, jak na razie, nie jest to możliwe, ponieważ i partia, i sam Tusk idą od zwycięstwa do zwycięstwa, w związku z tym Schetyna nie ma okazji (ani ochoty) występować w roli Brutusa. Jeśli będzie chciał kogoś wyeliminować to ludzi z bezpośredniego zaplecza Donalda Tuska, z Igorem Ostachowiczem na czele.
Schetyna, polityk raczej gabinetowy, pokazał lojalność grupową, głównie wobec partii. I Donald Tusk to docenił stawiając teraz na Schetynę. Ten ma za zadanie teraz tak prowadzić prace Sejmu, aby te 500 dni, jakie pozostają do wyborów parlamentarnych, nie zostało zmarnowanych. Zręczność Schetyny przyda się nie tylko przy pracach prezydium Sejmu, ale również przy nieformalnych rozmowach z opozycją. Szczególnie, jeżeli potwierdzą się pogłoski, że szefem klubu Prawa i Sprawiedliwości albo wicemarszałkiem Sejmu zostanie Joanna Kluzik-Rostkowska.