Decyzja rządu szwajcarskiego o niewydaniu Amerykanom Romana Polańskiego, nie była wcale żadnym zaskoczeniem. Dla uważnych obserwatorów było jasne, że Szwajcaria nie ma żadnego interesu w przetrzymywaniu Polaka i szukała pretekstu, aby go zwolnić z aresztu domowego. I Szwajcarzy pretekst znaleźli - Amerykanie nie wydali im dokumentu, świadczącego, że Polański zawarł 33 lata temu umowę z sędzią, iż jego pobyt w klinice psychiatrycznej (42 dni) jest pełną karą za jego postępek na młodocianej aktoreczce.
Minister sprawiedliwości rządu szwajcarskiego wyraźnie podkreśliła, że ich decyzja nie ma wymiaru oceny moralnej czynu Polańskiego, a jest jedynie bezstronną decyzją prawną. Ja to jednak określam uchyleniem się od wzięcia na siebie odpowiedzialności za to, co mogłoby się stać z Polańskim po jego ekstradycji. A czytając opinie komentatorów, a także prawników zza Oceanu, pogłoski o tym, że reżyser zostałby szybko zwolniony, a może nawet w ogóle by nie doszło do rozprawy, należy włożyć pomiędzy bajki. Zostałby osadzony i przykładnie skazany. Kalifornia to stan o jednym z najbardziej represyjnych i bezwzględnych wymiarów sprawiedliwości.
Roman Polański jest wolny i bezpieczny, ale tylko w Europie. USA jest dla niego zamknięta definitywnie. Dla Amerykanów jest zbyt grzeszny, aby mogli go gościć. Oni nie znają instytucji przedawnienia, dla nich będzie on zawsze ściganym i winnym.
Jest oczywiście bezsporne, że Polański odbył stosunek seksualny z nieletnią, że przekroczył nie tylko normy prawa, ale również normy obyczajowe. Do końca nie wiemy, czy odbyło się to za zgodą Samanthy Gailey (i jej matki, która w tej sprawie odgrywa, obok Polańskiego, kluczową rolę), czy jednak został popełniony gwałt. Jednak daleko temu do pedofilii, o co chętnie jest Polański oskarżany.
Sprawa Romana Polańskiego, począwszy od jego czynu z roku 1977, poprzez jego ucieczkę z USA, zatrzymanie na lotnisku w Zurychu i wreszcie zwolnienie z domowego aresztu, jest skażona moralnie i etycznie zrelatywizowana. Polański, człowiek ponad 40-letni, z pełną świadomością odbył stosunek seksualny z młodą dziewczyną. To fakt mu wypominany słusznie, ale już niewielu dodaje, że dziewczynka została mu podsunięta przez matkę, żądną sławy i pieniędzy. Samantha Gailey doskonale wiedziała, w "co się bawi", do czego, po latach, sama się przyznała. Polański nie może być więc oskarżany o pedofilię. Kara, jaką powinien odbyć Polański dotyczy gwałtu, a nie pedofilii, w związku z tym kategoryczne sądy, że powinien on ponieść karę za zboczenie seksualne, są nieuprawnione. Wyrażający takie opinie wykazują się nie tylko nieznajomością sprawy, ale również złą oceną moralną reżysera. Ale im to nie przeszkadza, ponieważ ich pojęcie moralności, ukształtowane poprzez doktrynalne podejście do zagadnienia winy sprawcy i braku winy ofiary – co w tym wypadku jest co najmniej wątpliwe – każe im Polańskiego nazywać pedofilem. To też jest relatywizm moralny. Samantha i jej matka były odpowiedzialne za prowokację – Polański za to, że jej uległ. Ale nie ma to nic wspólnego z pedofilią.
Relatywizm oznacza, że oceniać możemy postawę i zachowanie człowieka w kontekście zależności i systemu, w jakim dana sytuacja, zachowanie, czy opinia zachodzi. Nie ma według relatywistów sytuacji, w których zachodzą absolutnie jednoznaczne sytuacje etyczne i moralne, które mogłyby stanowić dogmat, kanon postępowania i opinii. Prawda i wartość moralna postępku człowieka zależy od przyjętych założeń, a także norm społecznych, kulturowych i, zawężając sprawę, kontekstu sytuacyjnego.
Śledząc od samego początku sprawę Romana Polańskiego, postawy ludzi w nią zamieszanych, opinie obserwatorów, komentatorów, zarówno tych występujących przeciwko Polańskiemu, jak i broniących go, widzę wyraźnie, że wszyscy, począwszy od Romana Polańskiego, skończywszy na rządzie Szwajcarii, rządzie i prawie stanu Kalifornia, posługują się etyką i moralnością, ale tylko jako relatywną wartością…
Oceny i opinie moralne, społeczne i prawne są jednak czysto subiektywne i tak należy rozpatrywać sprawę polskiego reżysera. Można stanąć po jego stronie, nie udając obrzydzenia moralnego jego postępkiem, ani nie rozgrzeszając go. Można uznać również, że jego czyn miał znamiona pedofilii i nie uznawać żadnej przeciwnej argumentacji.
Roman Polański jest wolny i bezpieczny, ale tylko w Europie. USA jest dla niego zamknięta definitywnie. Dla Amerykanów jest zbyt grzeszny, aby mogli go gościć. Oni nie znają instytucji przedawnienia, dla nich będzie on zawsze ściganym i winnym.
Jest oczywiście bezsporne, że Polański odbył stosunek seksualny z nieletnią, że przekroczył nie tylko normy prawa, ale również normy obyczajowe. Do końca nie wiemy, czy odbyło się to za zgodą Samanthy Gailey (i jej matki, która w tej sprawie odgrywa, obok Polańskiego, kluczową rolę), czy jednak został popełniony gwałt. Jednak daleko temu do pedofilii, o co chętnie jest Polański oskarżany.
Sprawa Romana Polańskiego, począwszy od jego czynu z roku 1977, poprzez jego ucieczkę z USA, zatrzymanie na lotnisku w Zurychu i wreszcie zwolnienie z domowego aresztu, jest skażona moralnie i etycznie zrelatywizowana. Polański, człowiek ponad 40-letni, z pełną świadomością odbył stosunek seksualny z młodą dziewczyną. To fakt mu wypominany słusznie, ale już niewielu dodaje, że dziewczynka została mu podsunięta przez matkę, żądną sławy i pieniędzy. Samantha Gailey doskonale wiedziała, w "co się bawi", do czego, po latach, sama się przyznała. Polański nie może być więc oskarżany o pedofilię. Kara, jaką powinien odbyć Polański dotyczy gwałtu, a nie pedofilii, w związku z tym kategoryczne sądy, że powinien on ponieść karę za zboczenie seksualne, są nieuprawnione. Wyrażający takie opinie wykazują się nie tylko nieznajomością sprawy, ale również złą oceną moralną reżysera. Ale im to nie przeszkadza, ponieważ ich pojęcie moralności, ukształtowane poprzez doktrynalne podejście do zagadnienia winy sprawcy i braku winy ofiary – co w tym wypadku jest co najmniej wątpliwe – każe im Polańskiego nazywać pedofilem. To też jest relatywizm moralny. Samantha i jej matka były odpowiedzialne za prowokację – Polański za to, że jej uległ. Ale nie ma to nic wspólnego z pedofilią.
Relatywizm oznacza, że oceniać możemy postawę i zachowanie człowieka w kontekście zależności i systemu, w jakim dana sytuacja, zachowanie, czy opinia zachodzi. Nie ma według relatywistów sytuacji, w których zachodzą absolutnie jednoznaczne sytuacje etyczne i moralne, które mogłyby stanowić dogmat, kanon postępowania i opinii. Prawda i wartość moralna postępku człowieka zależy od przyjętych założeń, a także norm społecznych, kulturowych i, zawężając sprawę, kontekstu sytuacyjnego.
Śledząc od samego początku sprawę Romana Polańskiego, postawy ludzi w nią zamieszanych, opinie obserwatorów, komentatorów, zarówno tych występujących przeciwko Polańskiemu, jak i broniących go, widzę wyraźnie, że wszyscy, począwszy od Romana Polańskiego, skończywszy na rządzie Szwajcarii, rządzie i prawie stanu Kalifornia, posługują się etyką i moralnością, ale tylko jako relatywną wartością…
Oceny i opinie moralne, społeczne i prawne są jednak czysto subiektywne i tak należy rozpatrywać sprawę polskiego reżysera. Można stanąć po jego stronie, nie udając obrzydzenia moralnego jego postępkiem, ani nie rozgrzeszając go. Można uznać również, że jego czyn miał znamiona pedofilii i nie uznawać żadnej przeciwnej argumentacji.