Od pewnego czasu w internecie zaczęło funkcjonować określenie "nekropartia", w kontekście Prawa i Sprawiedliwości. To niezbyt eleganckie sformułowanie ma głębokie uzasadnienie.
Platforma Obywatelska praktycznie nie zareagowała na konferencję prasową Jarosława Kaczyńskiego, który niedwuznacznie oskarżył Donalda Tuska i jego formację o przyczynienie się do katastrofy smoleńskiej, a na pewno o "moralne i polityczne" sprawstwo. Także wypowiedź posła Joachima Brudzińskiego, w programie Moniki Olejnik nie spotkała się z oficjalnym odzewem. Nawet bitwa o krzyż na Krakowskim Przedmieściu nie jest w sferze zainteresowania PO. Słusznie, ponieważ wchodzenie w polemiki na tym poziomie tylko przyczyniłoby się do zaostrzenia sporu.
Ten ostry spór bierze się stąd, że PiS i Jarosław Kaczyński nie mają żadnego programu, który mógłby być programem "na tak". Pomimo dość bogatego zaplecza intelektualnego, w postaci Ośrodka Myśli Politycznej, czy Instytutu Sobieskiego, nie mówiąc o takich tuzach, jak Jadwiga Staniszkis, Zdzisław Krasnodębski, czy Ryszard Legutko, PiS nie ma żadnego programu. Wszystkie projekty i pomysły zostały już dawno zgrane. I pomysł IV RP, i Polska solidarna - to są już tematy nie wzbudzające emocji, ani nie przyciągające wyborców. Jedynym pomysłem pozostaje gra pamięcią Lecha Kaczyńskiego. Czyli nekropolityka.
Ostre tony w wypowiedziach Kaczyńskiego, Brudzińskiego, czy Jacka Kurskiego tłumaczone są traumą po katastrofie i odreagowaniem milczenia w czasie kampanii wyborczej. Po ponad trzech miesiącach po katastrofie następuje otrzeźwienie. Tak, rzeczywiście - otrzeźwienie następuje, ale po kampanii wyborczej - i to tylko wśród części politycznych działaczy. Tych, którzy przez ścisłe kierownictwo kampanii: Joannę Kluzik-Rostkowską i Pawła Poncyliusza, zostali odsunięci na boczny tor. Stara gwardia partyjna, zwana też "zakonem PC", odczuła zmianę wizerunku Jarosława Kaczyńskiego jako utratę własnej tożsamości i zaprzeczenie ideom partii. O tym, jak głębokie są podziały pomiędzy "liberałami" i "integrystami" partyjnymi świadczy to, że Joanna Kluzik-Rostkowska, która odebrała w wieczór wyborczy szczere gratulacje od Jarosława Kaczyńskiego za prowadzenie sztabu wyborczego, dziś nie jest wcale pewną kandydatką klubu parlamentarnego PiS na urząd wicemarszałka Sejmu.
Jarosław Kaczyński po raz kolejny pokazał, że jest politykiem zdolnym przede wszystkim do destrukcji. Grając kartą smoleńską, odzyska wpływy w twardym elektoracie, ale jednocześnie utraci poparcie tych, którym bliżej do umiarkowanego centrum. I na nic będzie straszenie monopolem Platformy Obywatelskiej, miękką dyktaturą Donalda Tuska. Kaczyński grając wyostrzeniem kursu politycznego, realizując projekt polaryzacji sceny politycznej, sam tworzy sukces i pozycję Platformy Obywatelskiej.
PiS jest dziś partią martwą programowo, ideowo, mentalnie, tak jak wypalony jest jej przywódca. Nie wierzę, że nie widzą tego jej działacze. Tylko kto przedłoży wreszcie prawdę nad profity sejmowe, diety poselskie i święty spokój?
Ten ostry spór bierze się stąd, że PiS i Jarosław Kaczyński nie mają żadnego programu, który mógłby być programem "na tak". Pomimo dość bogatego zaplecza intelektualnego, w postaci Ośrodka Myśli Politycznej, czy Instytutu Sobieskiego, nie mówiąc o takich tuzach, jak Jadwiga Staniszkis, Zdzisław Krasnodębski, czy Ryszard Legutko, PiS nie ma żadnego programu. Wszystkie projekty i pomysły zostały już dawno zgrane. I pomysł IV RP, i Polska solidarna - to są już tematy nie wzbudzające emocji, ani nie przyciągające wyborców. Jedynym pomysłem pozostaje gra pamięcią Lecha Kaczyńskiego. Czyli nekropolityka.
Ostre tony w wypowiedziach Kaczyńskiego, Brudzińskiego, czy Jacka Kurskiego tłumaczone są traumą po katastrofie i odreagowaniem milczenia w czasie kampanii wyborczej. Po ponad trzech miesiącach po katastrofie następuje otrzeźwienie. Tak, rzeczywiście - otrzeźwienie następuje, ale po kampanii wyborczej - i to tylko wśród części politycznych działaczy. Tych, którzy przez ścisłe kierownictwo kampanii: Joannę Kluzik-Rostkowską i Pawła Poncyliusza, zostali odsunięci na boczny tor. Stara gwardia partyjna, zwana też "zakonem PC", odczuła zmianę wizerunku Jarosława Kaczyńskiego jako utratę własnej tożsamości i zaprzeczenie ideom partii. O tym, jak głębokie są podziały pomiędzy "liberałami" i "integrystami" partyjnymi świadczy to, że Joanna Kluzik-Rostkowska, która odebrała w wieczór wyborczy szczere gratulacje od Jarosława Kaczyńskiego za prowadzenie sztabu wyborczego, dziś nie jest wcale pewną kandydatką klubu parlamentarnego PiS na urząd wicemarszałka Sejmu.
Jarosław Kaczyński po raz kolejny pokazał, że jest politykiem zdolnym przede wszystkim do destrukcji. Grając kartą smoleńską, odzyska wpływy w twardym elektoracie, ale jednocześnie utraci poparcie tych, którym bliżej do umiarkowanego centrum. I na nic będzie straszenie monopolem Platformy Obywatelskiej, miękką dyktaturą Donalda Tuska. Kaczyński grając wyostrzeniem kursu politycznego, realizując projekt polaryzacji sceny politycznej, sam tworzy sukces i pozycję Platformy Obywatelskiej.
PiS jest dziś partią martwą programowo, ideowo, mentalnie, tak jak wypalony jest jej przywódca. Nie wierzę, że nie widzą tego jej działacze. Tylko kto przedłoży wreszcie prawdę nad profity sejmowe, diety poselskie i święty spokój?