W 2008 r. w artykule "Szef ABW i kłopoty jego brata" "Rz" napisała, że brat Bondaryka, współwłaściciel spółki Sandra, jest zamieszany w sprawę z połowy lat 90. przemytu 700 kilogramów złota z Belgii na Białoruś i do Obwodu Kaliningradzkiego. Według informatorów gazety - proceder nie byłby możliwe bez wsparcia służb specjalnych, a - jak przypominał autor - Bondaryk stał wtedy na czele delegatury UOP w Białymstoku.
Źródła gazety twierdziły też, że to m.in. Bondaryk stał za dymisją szefa Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku Krzysztofa Luksa, który nadzorował rozpracowywanie tej sprawy przez śledczych. Gazeta twierdziła, że ówczesny prokurator krajowy Marek Staszak planował pozostawić Luksa na stanowisku, ale inna była decyzja ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Ćwiąkalski zapewniał zaś, że konsultował swą "suwerenną decyzję" o odwołaniu Luksa ze Staszakiem i że Bondaryk nie interweniował w tej sprawie.
Bondaryk twierdzenia gazety uznał za "nieprawdziwe i naruszające dobra osobiste". Pozwał "Rz" za teksty o nim i jego bracie. Rzeczniczka ABW podawała wtedy, że szef ABW "nie zamierza w żaden sposób wykorzystywać kierowanej przez siebie Agencji dla celów prywatnych i w związku z tym Agencja nie będzie udzielać żadnych informacji na temat prywatnej sfery życia pana Krzysztofa Bondaryka, zaś dalsze informacje nt. podejmowanych kroków prawnych będą udzielane wyłącznie przez jego pełnomocników".
Trwa też inny proces sądowy wytoczony przez Bondaryka "Rz" za tekst, w którym niesłusznie - jego zdaniem - uznano, że umorzona sprawa wycieków tajnych danych od operatora GSM dotyczyła jego - a był w niej tylko świadkiem. Także ten proces toczy się w trybie niejawnym na wniosek pełnomocnika Bondaryka, mec. Pawła Graneckiego.PAP, arb