- Zdarzało mi się pisać o sprawach wewnętrznych w partii na moim blogu w taki sposób, że śp. Przemysław Gosiewski nie był zachwycony moimi opiniami, ale nikt mi w związku z tym głowy nie urwał – mówi w rozmowie z Wprost24 eurodeputowany PiS Ryszard Czarnecki. Tymi słowami odniósł się do krytycznych opinii pod adresem PiS, jakie na swoim blogu umieścił inny europoseł tej partii - Marek Migalski.
- Migalski nie jest członkiem PiS, dlatego ma pełne prawo wypowiadać się jak chce. Jest człowiekiem, który nas wspiera, ma prawo do krytyki i oceny. Ale nie ma racji – mówi Czarnecki. - Komitet polityczny dopiero się konstytuuje. Druga część wyboru władz partii nastąpi po wyborach samorządowych i zapewne wtedy Marek Migalski czy to głośno, czy po cichu, zmieni zdanie – uważa eurodeputowany.
Poseł odniósł się także do wybranych podczas sobotniej Rady Politycznej PiS nowych wiceprezesów: Beaty Szydło, Zbigniewa Ziobry i Adama Lipińskiego. Media uznały, że taki wybór oznacza osłabienie pozycji bardziej liberalnych przedstawicieli partii takich jak Paweł Poncyliusz czy Joanna Kluzik-Rostkowska - architekci wyborczego sukcesu Jarosława Kaczyńskiego. Z tymi tezami nie zgadza się Czarnecki. - Prezes Jarosław Kaczyński proponował Joannie Kluzik-Rostkowskiej pozycję wiceprezesa, ale ona sama z niej zrezygnowała, trudno więc mówić, że ktokolwiek jest odsuwany. To ocena pochopna, emocjonalna i pospieszna – tłumaczy europoseł. Podobnie ocenia sytuację Pawła Poncyliusza. - Jeżeli o Poncyliuszu mówi się, jako o prawdopodobnym kandydacie PiS na prezydenta Warszawy, to nie jest to pominięcie. Nazywanie tego w ten sposób to absurd – oburza się Czarnecki.
Czarnecki broni partyjnych decyzji uważając, że można by długo dywagować o posłach, którzy nie zostali docenieni. - Co ma powiedzieć Michał Kamiński, Adam Bielan i jeszcze szereg innych osób, którzy też nie weszli do władz partii, a których wpływ na kampanię był nie mniejszy niż Pawła Poncyliusza? – pyta retorycznie polityk.
Eurodeputowany nie zgadza się również, że PiS po zakończeniu kampanii wyborczej zmienił retorykę. - To postawienie na światło dzienne problemu, który zaczyna już być problemem międzynarodowym, o czym świadczy moje pytanie do Komisji Europejskiej w tej sprawie. Ten temat jest najbardziej eksponowany przez media – komentuje. - Jeżeli pani prezes Szydło mówi w mediach o kwestiach gospodarczych i mówi mądrze, ze swadą to jakoś to dla mediów nie jest sexy – wyjaśnia. - Jeżeli kandydat na szefa klubu i prawdopodobny szef Mariusz Błaszczak mówi o tym, że dług na jednego Polaka wynosi 6000 zł i rośnie to, to również nie jest sexy dla mediów. Jak mówimy o sprawach bardzo ważnych, takich jak sprawa smoleńska czy odpowiedzialności Klicha za stan samolotów to media chętniej to kupują - dodaje.
Zapytany o wypowiedzi szefa zespołu ds. Smoleńska, Antoniego Macierewicza (Macierewicz powiedział m.in. że w Smoleńsku doszło do zbrodni), eurodeputowany zaznacza, że nie należy przeceniać politycznej roli Antoniego Macierewicza. - On robi swoje, natomiast, jeżeli ktoś chce w sposób kompetentny malować obraz PiS, to należy zwrócić również uwagę na wypowiedzi dotyczące gospodarki formułowane przez prezes Szydło czy Mariusza Błaszczaka - tłumaczy.
26 lipca Marek Migalski opublikował na swoim blogu notkę, w której napisał m.in. że od początku lipca partia ponosi same porażki, a wybór wiceprezes Beaty Szydło jest wyrazem brakiem wdzięczności wobec osób, które pracowały przy kampanii prezydenckiej. W rozmowie z Wprost24 Migalski nie chciał komentować swojego wpisu.
Poseł odniósł się także do wybranych podczas sobotniej Rady Politycznej PiS nowych wiceprezesów: Beaty Szydło, Zbigniewa Ziobry i Adama Lipińskiego. Media uznały, że taki wybór oznacza osłabienie pozycji bardziej liberalnych przedstawicieli partii takich jak Paweł Poncyliusz czy Joanna Kluzik-Rostkowska - architekci wyborczego sukcesu Jarosława Kaczyńskiego. Z tymi tezami nie zgadza się Czarnecki. - Prezes Jarosław Kaczyński proponował Joannie Kluzik-Rostkowskiej pozycję wiceprezesa, ale ona sama z niej zrezygnowała, trudno więc mówić, że ktokolwiek jest odsuwany. To ocena pochopna, emocjonalna i pospieszna – tłumaczy europoseł. Podobnie ocenia sytuację Pawła Poncyliusza. - Jeżeli o Poncyliuszu mówi się, jako o prawdopodobnym kandydacie PiS na prezydenta Warszawy, to nie jest to pominięcie. Nazywanie tego w ten sposób to absurd – oburza się Czarnecki.
Czarnecki broni partyjnych decyzji uważając, że można by długo dywagować o posłach, którzy nie zostali docenieni. - Co ma powiedzieć Michał Kamiński, Adam Bielan i jeszcze szereg innych osób, którzy też nie weszli do władz partii, a których wpływ na kampanię był nie mniejszy niż Pawła Poncyliusza? – pyta retorycznie polityk.
Eurodeputowany nie zgadza się również, że PiS po zakończeniu kampanii wyborczej zmienił retorykę. - To postawienie na światło dzienne problemu, który zaczyna już być problemem międzynarodowym, o czym świadczy moje pytanie do Komisji Europejskiej w tej sprawie. Ten temat jest najbardziej eksponowany przez media – komentuje. - Jeżeli pani prezes Szydło mówi w mediach o kwestiach gospodarczych i mówi mądrze, ze swadą to jakoś to dla mediów nie jest sexy – wyjaśnia. - Jeżeli kandydat na szefa klubu i prawdopodobny szef Mariusz Błaszczak mówi o tym, że dług na jednego Polaka wynosi 6000 zł i rośnie to, to również nie jest sexy dla mediów. Jak mówimy o sprawach bardzo ważnych, takich jak sprawa smoleńska czy odpowiedzialności Klicha za stan samolotów to media chętniej to kupują - dodaje.
Zapytany o wypowiedzi szefa zespołu ds. Smoleńska, Antoniego Macierewicza (Macierewicz powiedział m.in. że w Smoleńsku doszło do zbrodni), eurodeputowany zaznacza, że nie należy przeceniać politycznej roli Antoniego Macierewicza. - On robi swoje, natomiast, jeżeli ktoś chce w sposób kompetentny malować obraz PiS, to należy zwrócić również uwagę na wypowiedzi dotyczące gospodarki formułowane przez prezes Szydło czy Mariusza Błaszczaka - tłumaczy.
26 lipca Marek Migalski opublikował na swoim blogu notkę, w której napisał m.in. że od początku lipca partia ponosi same porażki, a wybór wiceprezes Beaty Szydło jest wyrazem brakiem wdzięczności wobec osób, które pracowały przy kampanii prezydenckiej. W rozmowie z Wprost24 Migalski nie chciał komentować swojego wpisu.