Profanacja i kompromitacja

Profanacja i kompromitacja

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dobrze się stało, że wszystkie główne stacje informacyjne zarejestrowały minuta po minucie szopkę, jaka rozegrała się na Krakowskim Przedmieściu. Krzyż, postawiony w spontanicznym odruchu pamięci po tragicznie zmarłych w katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia stał się obiektem manipulacji.
Przedstawiciele państwa obecni w upalne południe przed Pałacem Namiestnikowskim ponieśli klęskę. Funkcjonariusze i urzędnicy odpowiedzialni za porządek nie obronili konstytucyjnej zasady neutralności światopoglądowej państwa, która nakazuje usunięcie z przestrzeni publicznej symbolu religijnego, na postawienie którego nie ma zgody wypracowanej w formie konsensusu. Kościół katolicki taki konsensus zawarł z Kancelarią Prezydenta i harcerzami - krzyż miał zostać przesunięty w miejsce właściwe dla niego - do kościelnej nawy.  Nic z tego. „Obrońcy krzyża" obrzucali swoich własnych kapłanów epitetami profanując majestat Kościoła. Fanatycy quasireligijni pokonali i państwo, i Kościół katolicki - a przede wszystkim skompromitowali Polskę.

Nie trzeba chyba tłumaczyć, że sprawa ma wymiar polityczny. Zarówno symbol krzyża, jak i tłum przed Pałacem Prezydenckim są tylko elementem manipulacji. Prawo i Sprawiedliwość usiłuje obciążyć odpowiedzialnością za całą sytuację prezydenta-elekta Bronisława Komorowskiego, który opowiedział się za usunięciem symbolu religijnego sprzed najważniejszego budynku państwowego w Polsce. Ale cała akcja "obrony krzyża" jest tak naprawdę akcją PiS-u i Jarosława Kaczyńskiego przeciwko Komorowskiemu. Chodzi tu o to, aby, po pierwsze, wzbudzić w części społeczeństwa wrażenie, że nowy prezydent jest przeciwko krzyżowi i katolicyzmowi. Po drugie – PiS chce pokazać, że Komorowski nie zamierza uhonorować pamięci zmarłego Lecha Kaczyńskiego. Po trzecie wreszcie – partia Jarosława Kaczyńskiego zmierza do takiej eskalacji konfliktu, aby stworzyć wrażenie, że nowy prezydent nie ma mandatu społecznego do sprawowania urzędu. Tłum przed pałacem został dokładnie przygotowany i podburzony – i nie liczyło się to, czy jest za krzyżem,  ale to, że jest przeciwko Komorowskiemu. W tle mamy sprawę smoleńską, wyjaśnienie kulis katastrofy, zamach, odpowiedzialność rządu Donalda Tuska.. Walka o krzyż jest tak naprawdę, z punktu widzenia Jarosława Kaczyńskiego, politycznym "kryterium ulicznym". Potwierdził to komitet polityczny PiS-u, który opowiedział się za tym, aby krzyż po pielgrzymce akademickiej na Jasną Górę wrócił na Krakowskie Przedmieście. I aby był znów symbolem "ruchu oporu" wobec Bronisława Komorowskiego.

Zwolennicy PiS musieli po cichu liczyć na „zadymę" - a przede wszystkim na zastosowanie przez władze rozwiązania siłowego, które z punktu widzenia prawa i interesu państwa powinno nastąpić. To byłaby ostra amunicja polityczna dla partii Jarosława Kaczyńskiego. Krzyż, dla wielu symbol jedności, został instrumentalnie użyty w kampanii politycznej. Świadczą o tym niektóre postacie, jakie się w tłumie przed Pałacem Prezydenckim przewijają. Nie, nie politycy PiS - ich tak zwani "umyślni".

Zastanawia mnie jeszcze jedno:  czy studenci, młodzież, która z tym krzyżem chciała pielgrzymować na Jasną Górę, na pewno dobrze się będzie z tym wojennym totemem czuła?