Oba zespoły wystąpiły niemal w identycznych składach jak przed tygodniem. W składzie Lecha była tylko zmiana - dość nieoczekiwanie zabrakło miejsca dla Semira Stlicia, którego w środku pola zastąpił Sergiej Kriwiec; z kolei na lewej pomocy pojawił się Jakub Wilk. Goście grali dokładnie w takim samym ustawieniu jak w Pradze.
Piłkarze obu drużyn rozpoczęli spotkanie bez zbędnego kalkulowania. Lech zmuszony do odrabiania jednobramkowej straty odważnie zaatakował, ale Sparta, jak wcześniej zapewniał jej trener Jozef Chovanec, nie zamierzała bronić wyniku. Już w 4 minucie mistrzowie Polski mogli wyrównać bilans dwumeczu - po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Sergieja Kriwca, o mały włos do własnej bramki piłkę wpakowałby Erich Brabec... strzelec jedynej bramki z pierwszego spotkania. Słupek uratował prażan od utraty gola. Chwilę później na wysokości zadania stanął Krzysztof Kotorowski, który z najwyższym trudem obronił uderzenie z wolnego Marka Matejovsky'ego.
Prowadzone w żywym tempie spotkanie mogło się podobać kibicom. Sporo było strzałów z dystansu, ale też zawodnicy nie oszczędzali się nawzajem. Francuski arbiter Fredy Fautrel miał pełne ręce roboty, podobnie jak sztaby medyczne obu zespołów. Lechitom ambicji i woli walki nie można było odmówić, gorzej było z dokładnością zagrań. Defensywa mistrza Czech kierowana przez Tomasa Repkę nie pozwalała na zbyt wiele. Tuż przed przerwą znów trochę szczęścia zabrakło lechitom. Po dośrodkowaniu Sławomira Peszki, piłka toczyła się wzdłuż bramki, ale żaden z poznańskich zawodników do niej nie doszedł.
Fatalnie dla Lecha rozpoczęła się druga odsłona. W niegroźnej sytuacji Bartosz Bosacki zahaczył w polu karnym Vaclava Kadleca, a sędzia nie miał wątpliwości. Rzut karny na bramkę pewnie zamienił Jiri Kladrubsky, a skromna, bo zaledwie stuosobowa grupa praskich kibiców oszalała ze szczęścia. Dla gospodarzy stracony gol był niczym wyrok - do awansu potrzebowali strzelić trzy gole, co przy ostatniej skuteczności, było to zadanie niewykonalne. Tym bardziej, że to goście byli bliżsi podwyższenia rezultatu - po kontrataku strzał z ostrego kąta Manuela Pamicia z trudem obronił Kotorowski.
Czesi dość łatwo wybijali poznaniaków z rytmu, często to jednak robili niedozwolonymi środkami. Czas nieubłagalnie mijał, a niekorzystny dla gospodarzy rezultat nie ulegał zmianie. W ostatnich 10 minutach na boisku więcej było brutalnych zagrań, przepychanek niż płynnej gry. Najpierw doszło do rękoczynów pomiędzy Bosackim a Matejovskym i obaj ujrzeli czerwone kartki. Chwilę później po brutalnym faulu na Sewerynie Gancarczyku, do szatni przedwcześnie musiał udać się Sionko. W końcówce lechici dążyli do przełamania strzeleckiej niemocy, ale ich nieco chaotyczne i rozpaczliwe ataki nie przynosiły efektu. Dla mistrza Polski był to czwarty pojedynek z rzędu bez zdobyczy bramkowej.
PAP, arb