Jesteśmy jedynym w historii wojskowości krajem, w którym w dwóch prawie identycznych katastrofach samolotów wojskowych zginęło najpierw całe dowództwo lotnictwa, a potem całe dowództwo wojska z prezydentem na czele. I właściwie nie ma winnych - mówi w wywiadzie dla "Naszego Dziennika" twórca i były dowódca GROM gen. Sławomir Petelicki.
Rozmówca gazety winą za problemy z jakimi boryka się wojsko, a zwłaszcza lotnictwo, obarcza szefa MON Bogdana Klicha. Punktem wyjścia do tego wywiadu jest reklamowy film o F-16, na którym można zobaczyć podoficera na wieży kontrolnej w Krzesinach z ołówkiem, wypełniającego fiszki z informacjami. - Muszę podkreślić, że widziałem różne lotniska NATO-wskie, ale na żadnym nie widziałem, żeby ktoś ołówkiem wypełniał karty samolotów - mówi Petelicki. - Tam to wszystko jest skomputeryzowane. Jeśli w wieży na lotnisku w Krzesinach oficer wypełnia fiszki, to oznacza, że nie ma tam systemu IT.
- Po katastrofie CASY tłumaczyłem ministrowi Klichowi, że najważniejszą sprawą jest wprowadzenie w wojsku systemu informatycznego - twierdzi generał. - Bo nie byłoby katastrofy CASY, gdyby był ten system. Przede wszystkim po wpisaniu nazwisk pilotów zapaliłoby się przy drugim pilocie czerwone światełko z informacją, że nie ma on kwalifikacji do tego typu samolotu. Ponadto przy wpisywaniu listy pasażerów już przy piątym pilocie jako pasażerze zapaliłoby się czerwone światło, ponieważ nie można brać na pokład jako pasażerów większej liczby pilotów niż pięciu. Wtedy zginęło ich dziewiętnastu!
- I po katastrofie tego systemu informatycznego nie wprowadzono, dlatego na pokład Tu-154M mogli wsiąść wszyscy generałowie. A tłumaczenie, że to prezydent ich tam zaprosił, że kazał im lecieć jednym samolotem, to są bzdury. Jeśli ktoś opowiada takie brednie, to oznacza, że nie ma zielonego pojęcia o tym, co robią kraje NATO-wskie i jak takie procedury wyglądają. Więc jeżeli ktoś nawet nie chce tego zgłębić, to nie powinien mieć prawa dowodzić, ponieważ podstawowym i niezbywalnym prawem żołnierza jest, by był on jak najlepiej dowodzony - akcentuje Petelicki.