Kolektywne opisywanie Europy
Europę przemierza właśnie Ekspres Literacki. W specjalnym pociągu, który 4 czerwca wyruszył z Lizbony, podróżuje 107 pisarzy z 40 państw z całej Europy, w tym z Polski. Podsumowaniem tej wycieczki ma być monumentalne dzieło (1000 stron), składające się z tekstów napisanych przez pasażerów. - Nie sądzę, aby w tych warunkach mogło powstać coś ciekawego - stwierdza Antoni Libera, tłumacz Samuela Becketta i autor powieści "Madame", który Staromiejskiemu Domowi Kultury, organizatorowi polskiej części projektu, odmówił udziału w przedsięwzięciu. - Moim zdaniem, niewiele to ma wspólnego ze sztuką.
Program przygotowany pod patronatem Rady Europy, UNESCO, Komisji Europejskiej i instytucji kultury z dwunastu państw ma być pretekstem do organizacji obchodów końca i zarazem początku tysiąclecia oraz przede wszystkim próbą połączenia krajów Europy Zachodniej i Wschodniej. Pociąg pokonuje historyczny szlak Ekspresu Północ-Południe - via Hiszpania, Francja, Niemcy, Polska, Rosja i Białoruś dotrze do Berlina. Biorą w nim udział pisarze, którzy musieli spełniać tylko dwa warunki: urodzić się po 1945 r. i znać jeden z czterech języków - angielski, francuski, niemiecki bądź rosyjski. Polskę reprezentują Jacek Podsiadło i Tomasz Różycki. - Nazwisko tego drugiego pana nic mi nie mówi - stwierdza Janusz Odrowąż-Pieniążek, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. O ile bowiem Jacek Podsiadło, laureat nagrody Fundacji Kościelskich z 1998 r. (nazywanej często "polskim Noblem dla pisarzy przed czterdziestką"), jest legendarnym już poetą młodego pokolenia, który zadebiutował w "Magazynie Hutniczym" w 1987 r., o tyle Różycki ma na swym koncie zaledwie dwa mało znane tomiki wierszy "Vaterland" i "Anima". Organizatorzy polskiej części projektu tłumaczą: niewielu jest pisarzy dysponujących wolnym czasem, którzy poświęciliby siedem tygodni. Również pisarze z pozostałych państw nie należą do czołówki literackiej. - Niestety, nie jest tak świetnie, żeby ktokolwiek wiedział, co oni napisali - z rozbrajającą szczerością przyznaje koordynator projektu na Polskę Marek Bartkowicz ze Staromiejskiego Domu Kultury.
Przez Polskę ekspres przejeżdża dwukrotnie. W drugiej dekadzie czerwca przybył do Malborka, skąd wyruszył do Kaliningradu, a od 11 do 14 lipca będzie w Warszawie.
- Nie nagłaśniamy jednak za bardzo przyjazdu pisarzy, bo boimy się zmasowanego ataku złodziei - wyjaśnia Bartkowicz. To następny z paradoksów tego przedsięwzięcia. I nie ostatni. Kolejnym jest fakt, że jednym ze sponsorów na trasie przebiegającej przez nasz kraj są deficytowe Polskie Koleje Państwowe. PKP zapewniają wolny przejazd, paliwo, pociąg - podobnie jak przedsiębiorstwa kolejowe państw, przez które przebiega trasa Ekspresu Literackiego Europa 2000. Tyle że PKP boryka się z gigantycznymi długami i ma kłopoty z punktualnością - wiele pociągów do celu przybywa z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem.
Szlachetna w zamyśle akcja ekspresu Europy wpisuje się niestety w mocno skompromitowaną tradycję organizowania pisarzom wyjazdów terenowych, które miały ich zbliżać do bohaterów własnych książek. W rezultacie powstawały pisane na zamówienie agitki, których wartość literacka wietrzała błyskawicznie. Akcję wyjazdów pisarzy w teren w celu "zbliżenia środowisk pisarskich z robotniczymi i chłopskimi" w Polsce zapoczątkowano w marcu 1950 r. Poprzedziła ją konferencja Rady Państwa, w której uczestniczył między innymi Jakub Berman. Organizowano pisarzom i poetom wyjazdy na przykład do Leningradu czy Moskwy, a po drodze zatrzymywano się w kołchozach. Tam literaci czytali swe dzieła, a gospodarze karmili ich i poili, nierzadko alkoholem. W celach propagandowych przyjeżdżali do Związku Radzieckiego również lewicujący twórcy i artyści z Francji. Ostatnim z nich był Claude Simone, późniejszy laureat Nagrody Nobla. Zaproszony przez Michaiła Gorbaczowa w drugiej połowie lat 80. miał opisać Rosję w dobie pierestrojki. Powstała wówczas krytyczna książka-kpina, która w Polsce ukazała się w wydaniu podziemnym. Jednym z pierwszych pamfletów na Rosję były "Listy z Rosji" (skrócone wydanie, pełną wersję wydał PIW pod tytułem "Rosja w roku 1839") markiza Astolphe’a de Custine’a.
Jak zauważa Antoni Libera, wartościowe książki, wpisujące się w tradycję wielkich podróży, powstają w wyniku indywidualnych wypraw. - Literacką podróż należy podejmować w pojedynkę, trzeba się nastawić na pewne trudy. Podstawowym warunkiem twórczości jest samotność - mówi Libera. W wyniku podróży kolektywnej z pewnością nie powstanie literatura na miarę opisu podróży po Renie Wiktora Hugo czy do Włoch Goethego. Może się jedynie zmaterializować "dzieło kolektywne", jak "Wiosna Sześciolatki" popełniona przez Brauna, Mandaliana i Wo-roszylskiego (ukazała się w 1951 r.). Ze wstępu do niej dowiadujemy się: "Wszystkie obiekty zwiedzaliśmy wspólnie, każdemu odcinkowi pracy przypatrywały się trzy pary oczu, we trzech tłumaczyliśmy sobie wszystkie sprawy, na które się natykaliśmy, razem tworzyliśmy koncepcje wierszy. Na podstawie tej przedyskutowanej koncepcji każdy pisał z osobna". Czytelnik musiał wierzyć na słowo.
Program przygotowany pod patronatem Rady Europy, UNESCO, Komisji Europejskiej i instytucji kultury z dwunastu państw ma być pretekstem do organizacji obchodów końca i zarazem początku tysiąclecia oraz przede wszystkim próbą połączenia krajów Europy Zachodniej i Wschodniej. Pociąg pokonuje historyczny szlak Ekspresu Północ-Południe - via Hiszpania, Francja, Niemcy, Polska, Rosja i Białoruś dotrze do Berlina. Biorą w nim udział pisarze, którzy musieli spełniać tylko dwa warunki: urodzić się po 1945 r. i znać jeden z czterech języków - angielski, francuski, niemiecki bądź rosyjski. Polskę reprezentują Jacek Podsiadło i Tomasz Różycki. - Nazwisko tego drugiego pana nic mi nie mówi - stwierdza Janusz Odrowąż-Pieniążek, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. O ile bowiem Jacek Podsiadło, laureat nagrody Fundacji Kościelskich z 1998 r. (nazywanej często "polskim Noblem dla pisarzy przed czterdziestką"), jest legendarnym już poetą młodego pokolenia, który zadebiutował w "Magazynie Hutniczym" w 1987 r., o tyle Różycki ma na swym koncie zaledwie dwa mało znane tomiki wierszy "Vaterland" i "Anima". Organizatorzy polskiej części projektu tłumaczą: niewielu jest pisarzy dysponujących wolnym czasem, którzy poświęciliby siedem tygodni. Również pisarze z pozostałych państw nie należą do czołówki literackiej. - Niestety, nie jest tak świetnie, żeby ktokolwiek wiedział, co oni napisali - z rozbrajającą szczerością przyznaje koordynator projektu na Polskę Marek Bartkowicz ze Staromiejskiego Domu Kultury.
Przez Polskę ekspres przejeżdża dwukrotnie. W drugiej dekadzie czerwca przybył do Malborka, skąd wyruszył do Kaliningradu, a od 11 do 14 lipca będzie w Warszawie.
- Nie nagłaśniamy jednak za bardzo przyjazdu pisarzy, bo boimy się zmasowanego ataku złodziei - wyjaśnia Bartkowicz. To następny z paradoksów tego przedsięwzięcia. I nie ostatni. Kolejnym jest fakt, że jednym ze sponsorów na trasie przebiegającej przez nasz kraj są deficytowe Polskie Koleje Państwowe. PKP zapewniają wolny przejazd, paliwo, pociąg - podobnie jak przedsiębiorstwa kolejowe państw, przez które przebiega trasa Ekspresu Literackiego Europa 2000. Tyle że PKP boryka się z gigantycznymi długami i ma kłopoty z punktualnością - wiele pociągów do celu przybywa z kilkudziesięciominutowym opóźnieniem.
Szlachetna w zamyśle akcja ekspresu Europy wpisuje się niestety w mocno skompromitowaną tradycję organizowania pisarzom wyjazdów terenowych, które miały ich zbliżać do bohaterów własnych książek. W rezultacie powstawały pisane na zamówienie agitki, których wartość literacka wietrzała błyskawicznie. Akcję wyjazdów pisarzy w teren w celu "zbliżenia środowisk pisarskich z robotniczymi i chłopskimi" w Polsce zapoczątkowano w marcu 1950 r. Poprzedziła ją konferencja Rady Państwa, w której uczestniczył między innymi Jakub Berman. Organizowano pisarzom i poetom wyjazdy na przykład do Leningradu czy Moskwy, a po drodze zatrzymywano się w kołchozach. Tam literaci czytali swe dzieła, a gospodarze karmili ich i poili, nierzadko alkoholem. W celach propagandowych przyjeżdżali do Związku Radzieckiego również lewicujący twórcy i artyści z Francji. Ostatnim z nich był Claude Simone, późniejszy laureat Nagrody Nobla. Zaproszony przez Michaiła Gorbaczowa w drugiej połowie lat 80. miał opisać Rosję w dobie pierestrojki. Powstała wówczas krytyczna książka-kpina, która w Polsce ukazała się w wydaniu podziemnym. Jednym z pierwszych pamfletów na Rosję były "Listy z Rosji" (skrócone wydanie, pełną wersję wydał PIW pod tytułem "Rosja w roku 1839") markiza Astolphe’a de Custine’a.
Jak zauważa Antoni Libera, wartościowe książki, wpisujące się w tradycję wielkich podróży, powstają w wyniku indywidualnych wypraw. - Literacką podróż należy podejmować w pojedynkę, trzeba się nastawić na pewne trudy. Podstawowym warunkiem twórczości jest samotność - mówi Libera. W wyniku podróży kolektywnej z pewnością nie powstanie literatura na miarę opisu podróży po Renie Wiktora Hugo czy do Włoch Goethego. Może się jedynie zmaterializować "dzieło kolektywne", jak "Wiosna Sześciolatki" popełniona przez Brauna, Mandaliana i Wo-roszylskiego (ukazała się w 1951 r.). Ze wstępu do niej dowiadujemy się: "Wszystkie obiekty zwiedzaliśmy wspólnie, każdemu odcinkowi pracy przypatrywały się trzy pary oczu, we trzech tłumaczyliśmy sobie wszystkie sprawy, na które się natykaliśmy, razem tworzyliśmy koncepcje wierszy. Na podstawie tej przedyskutowanej koncepcji każdy pisał z osobna". Czytelnik musiał wierzyć na słowo.
Więcej możesz przeczytać w 28/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.