Co dziś robią najpotężniejsi rosyjscy oligarchowie z epoki Borysa Jelcyna? Romana Abramowicza najczęściej można spotkać w Londynie. Z interesów w Rosji praktycznie się wycofał. Borys Bieriezowski zajmuje się głównie rozwodem i chociaż ciągle krytykuje rosyjskie władze, to jego głos jest z roku na rok coraz słabszy. Wreszcie Michaił Chodorkowski – ten, który rzucił wyzwanie Kremlowi i nie ukrywał ambicji politycznych – szyje worki w kolonii karnej na Dalekim Wschodzie. Jego zwolnienie miało być dowodem na liberalizm nowego prezydenta Dmitrija Miedwiediewa. Ale łatwiej deklarować modernizację państwa, niż uwolnić człowieka, którego majątek przejęły władze.
Rosyjska spółka z o.o.
Ogromna większość oligarchów, którzy kontrolowali rosyjską gospodarkę w latach 90., została zmuszona do emigracji albo wycofała się z interesów. Za rządów Władimira Putina doszło do renacjonalizacji rosyjskiej gospodarki i wymiany elity ekonomicznej. Zgodnie z deklaracjami – wówczas prezydenta, a dzisiaj premiera Władimira Putina – jednym z priorytetów władzy było odzyskanie wpływów państwa w „strategicznych gałęziach przemysłu". Dotyczyło to głównie przemysłu energetycznego, ale także wydobywczego, samochodowego czy samolotowego. Zaczęły powstawać państwowe megaholdingi, a najlepszym ich przykładem jest Gazprom albo Rosnieft, firma mająca wiele aktywów doprowadzonego do bankructwa Jukosu, którego właścicielem był Chodorkowski.
Tworzenie państwowych gigantów wcale nie oznaczało jednak, że w Rosji nie powstały prywatne fortuny. Zwykle jednak działa tu system naczyń połączonych. Najlepszym tego przykładem jest kariera Giennadija Timczenki i jego firmy Gunvor. Z niewielkiej spółki Gunvor stała się w ciągu kilku lat jednym z najważniejszych graczy w sektorze pośrednictwa w handlu ropą na świecie. Według gazety „Wiedomosti", Gunvor kontroluje 35 proc. eksportu rosyjskiej ropy i jest czwartym pod względem wielkości pośrednikiem naftowym na świecie. Firma samodzielnie lub przez podstawione spółki zdobywa kontrolę nad największymi złożami ropy naftowej czy gazu. Tymczasem jej struktura jest bardzo niejasna. Gunvor ma siedzibę w Genewie i jest spółką zależną Gunvor International B.V., zarejestrowaną w Holandii, która z kolei – poprzez Gunvor Cyprus Holding z Cypru – należy do EIS Clearwater Advisors Corp. z brytyjskich Wysp Dziewiczych. – Przecież formalnie obowiązuje ochrona państwa strategicznych gałęzi gospodarki. Powstaje oczywiste pytanie: jak mogą robić takie interesy firmy należące do obywatela obcego państwa – mówi „Wprost" Julia Łatynina, dziennikarka Echa Moskwy. Jej zdaniem wyjaśniają to osobiste kontakty Timczenki. Jest on przyjacielem Władimira Putina jeszcze z czasów KGB. Podobnie jak wielu członków obecnej rosyjskiej elity był agentem służby wywiadu. Jeszcze dalej idące twierdzenia wysuwa były kandydat na prezydenta i opozycyjny polityk Iwan Rybkin. – Timczenko odpowiada za prywatny biznes części rosyjskiej elity władzy – opowiadał w wywiadzie dla Radia Swoboda. Powstanie Gunvoru miało umożliwić scentralizowanie i przejęcie kontroli nad znaczną częścią eksportu rosyjskiej ropy i gazu przez część elity rządzącej, a tym samym na czerpanie przez nią nieoficjalnych zysków.
Chociaż ta teza wydaje się nie do uzasadnienia, nie ulega wątpliwości, że są w Rosji prywatne spółki, które mogą liczyć na pełne poparcie państwa, jak w wypadku firm braci Arkadija i Borysa Rotenbergów, przyjaciół Władimira Putina z Petersburga. W ciągu ostatnich miesięcy przejęli oni m.in. Strojgazmontaż, jedną z największych firm budowlanych w branży gazowej, 10 proc. największego w Rosji portu handlowego w Noworosyjsku. Kontrolują też SPM Bank. Według prasy rosyjskiej roczny przychód ich firm to minimum 3 mld dolarów.
Gdzie i jak sięga Moskwa
Nowy Uriengoj na Półwyspie Jamalskim to w zasadzie prywatne miasto Gazpromu. Koncern zatrudnia tam prawie 70 proc. mieszkańców. W mieście gazowników najwyższy budynek to oczywiście muzeum gazownictwa, a w nim mapa sieci przesyłowych Gazpromu. Na tej mapie dwa najważniejsze gazociągi to jeszcze nieistniejące Nord Stream i South Stream, które na mapie już otaczają Europę. Sprzedaż gazu i kontrola linii przesyłowych to przecież najważniejszy cel nie tylko Gazpromu, ale także całej rosyjskiej polityki i gospodarki. Kryzys ekonomiczny na krótko zamroził gazową ekspansję, ale całkowicie jej nie powstrzymał. Najistotniejszym projektem jest budowa odcinka Gazociągu Północnego po dnie Bałtyku. Wydaje się, że wszyscy przeciwnicy projektu zostali zneutralizowani. Były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder, który ciągle jest szefem rady nadzorczej Nord Streamu, twierdził ostatnio, że już w połowie 2011 r. gaz będzie płynął rurą po dnie Morza Bałtyckiego. – Moskwa ma jeden cel – sprzedawać gaz i kontrolować linie tranzytowe, bo to stanowi podstawę ekonomiczną funkcjonowania gospodarki, nic więcej – twierdzi Dmitrij Babicz, publicysta agencji RIA Novosti.
Także w tym wypadku interesy państwa pokrywają się z interesami rosyjskiej elity. Zdaniem Julii Łatyninej w budowę jest zaangażowany bardzo wpływowy wicepremier Igor Sieczin i szef Gazpromu Aleksiej Miller. – Za pieniądze z gazociągu powstaną ich prywatne wille, to dlatego buduje się nierentowne rurociągi – mówiła Łatynina na antenie Echa Moskwy. Ten projekt to też podstawa kolejnego etapu budowania pozycji Rosji w Europie. Gazociąg może służyć jako źródło nacisków wobec krajów uzależnionych od rosyjskiego gazu. Rosja wielokrotnie wykorzystywała już przecież wobec sąsiadów straszak, jakim było zakręcanie kurka gazowego [tak się też stało w wypadku dostaw ropy do rafinerii Możejki na Litwie, gdy kupił ją PKN Orlen – red.].
Nowa elita rosyjska, która dzisiaj myśli głównie o ekspansji ekonomicznej i optymalizacji zysków, zerwała z polityką sentymentalną, którą prowadził 9 Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew i szef Gazpromu Aleksiej Miller. Sprzedaż gazu i kontrola jego linii przesyłowych to najważniejsze cele strategiczne zarówno Gazpromu, jak i całej rosyjskiej polityki Rosja przypomina dziś przedsiębiorstwo, którego celem jest koncentracja zysków z surowców. Na jego czele stoi polityczna elita będąca także elitą gospodarczą 10 ZDJĘCIA: Afp/east news jeszcze Borys Jelcyn. Nawet na potrzeby społeczeństwa nikt już nie mówi o wskrzeszeniu Związku Radzieckiego. Rosja nie jest dziś scentralizowanym państwem, które marzy o odrodzeniu imperium. Przypomina raczej przedsiębiorstwo, którego celem jest koncentracja zysków z surowców. Na jego czele stoi polityczna elita będąca także elitą gospodarczą. Dopiero w drugiej kolejności liczą się zyski polityczne.
Interesy rosyjskich elit sprowadzają się do ekspansji ekonomicznej na tereny tak zwanej bliskiej zagranicy, czyli dawnego obszaru Związku Radzieckiego. W ciągu ostatnich 10 lat Rosja mimo różnych problemów skonsolidowała i umocniła swoją pozycję w tym regionie. –To bardziej zasługa sprzyjających okoliczności na arenie międzynarodowej – przekonuje Fiodor Łukjanow, redaktor naczelny miesięcznika „Rosja w Globalnej Polityce". Jego zdaniem najistotniejsza była zmiana priorytetów w polityce Stanów Zjednoczonych, praktycznie wycofanie się z aktywności na terenie Wspólnoty Niepodległych Państw. – Na Kremlu już kilka lat temu zdano sobie sprawę, że nigdy nie dorównamy Stanom Zjednoczonym, ale z amerykańskim przyzwoleniem możemy odgrywać rolę mocarstwa regionalnego na obszarze WNP – uważa Dmitrij Babicz.
Realizacja tego celu jest bardzo bliska. Kryzys gospodarczy w Europie, kompromitacja prozachodnich elit na Ukrainie i w Gruzji powoduje, że Kreml jeszcze nigdy nie był w tak komfortowej sytuacji. Obszar Wspólnoty Niepodległych Państw to dzisiaj region, gdzie decydujący głos ma Moskwa. Ten głos jest jednak słyszalny dopiero wtedy, gdy któryś z jej interesów wydaje się zagrożony. Kreml zupełnie nie był zainteresowany losem rosyjskojęzycznej mniejszości w Turkmenistanie, która była zmuszana do emigracji. Mimo wielu apeli obrońców praw człowieka prezydent Miedwiediew nie zabrał głosu. Paniczną reakcję wywołały natomiast podejrzenia, że Rosja może stracić monopol na tranzyt turkmeńskiego gazu.
Podobnie dzieje się na Ukrainie i w innych krajach dawnego ZSRR. Powoli, ale konsekwentnie Kreml przejmuje kluczowe segmenty gospodarki naszego sąsiada. Głównym zadaniem jest przejęcie kontroli nad ukraińską siecią gazociągów. Premier Putin, przyjeżdżając do Kijowa, domaga się dopuszczenia rosyjskich firm do ukraińskiej gospodarki. Milczeniem pomija jednak takie sprawy jak postulat równouprawnienia języka rosyjskiego z ukraińskim, czego od dawna domagają się choćby mieszkańcy Krymu. – Rosyjskie spółki, które kupowały ukraińskie gazety, wpływały na linię redakcyjną pisma i zawsze sprowadzało się to do jednoznacznego poparcia Kremla – twierdzi w rozmowie z „Wprost" znany ukraiński publicysta. Jeszcze bardziej jednoznacznie wygląda sytuacja, jeśli chodzi o biznes oparty na wydobyciu surowców. We wszelkie przedsięwzięcia rosyjska elita jest zaangażowana bezpośrednio.
Nowe władze Kirgistanu są całkowicie uzależnione od Moskwy i oficjalnie mówią o likwidacji amerykańskiej bazy wojskowej w Manas. Przykład Gruzji [wkroczenie wojsk rosyjskich w 2008 roku – red.], której prezydent oficjalnie przeciwstawiał się rosyjskiej dominacji, miał być pokazowym rozwiązaniem stosowanym przez Rosję wobec potencjalnie krnąbrnych przywódców z krajów dawnego ZSRR. Zmiany szykują się teraz na Białorusi. Zdaniem białoruskich opozycjonistów po tym jak Aleksander Łukaszenka zgodził się na podpisanie niekorzystnej dla siebie unii celnej, nie jest już Moskwie potrzebny. Kreml szykuje na jego miejsce nowego kandydata, który będzie promowany przed nadchodzącymi zimowymi wyborami.
W białych rękawiczkach
Polityka Rosji jest agresywna. Kreml nie ukrywa, że chce kontrolować wszystkie kanały przesyłowe ropy i gazu. Aby to osiągnąć, wykorzystuje wszystkie możliwe metody – od wprowadzania sankcji i szantażu ekonomicznego po kampanie kompromitujące niewygodnych przywódców. Tak jak teraz w wypadku Aleksandra Łukaszenki, o którym w Rosji przy cichym poparciu władz kręcone są filmy pornograficzne.
W kontaktach z Unią Europejską stosowane są dużo bardziej wysublimowane metody. Strategia Kremla polega na „kupowaniu" ekspertów i lobbystów i za ich pośrednictwem wpływaniu na europejskie elity. Dyrektorem zarządzającym projektu Nord Stream został Matthias Warnig, były dyrektor Dresden Banku i jak wielokrotnie przyznawał Władimir Putin – jego stary przyjaciel, jeszcze z czasów pracy wywiadowczej w NRD. Głównym lobbystą i szefem rady nadzorczej został były kanclerz Niemiec Gerhard Schröder. Kiedy zaś się okazało, że kraje nadbałtyckie nie udostępnią swoich wód terytorialnych, i stało się jasne, że rura będzie przebiegała przez wody Szwecji i Finlandii, od razu zwerbowano dwie ważne osoby: byłego premiera Finlandii Paavo Lipponena i byłego prezesa banku Svenska Handelsbanken Larsa Gronstedta. – Eksperci z krajów skandynawskich byli zadziwieni ogromną ilością pieniędzy, które oferował Kreml lobbystom, instytutom naukowym czy organizacjom ekologicznym – twierdzi Julia Łatynina, która wielokrotnie opisywała temat rosyjskiego lobbingu. Cała rosyjska strategia w Europie opiera się na przekonaniu, że ekspertów można kupić, byłych szefów rządów wynająć i w ten sposób zapewnić sobie realizację każdego przedsięwzięcia. I na razie ta taktyka przynosi Kremlowi doskonałe efekty. Może dlatego, że nikt nie odmawia?