Pod koniec sierpnia szereg birmańskich ministrów i generałów złożyło dymisje z zajmowanych stanowisk, by móc startować w wyborach, jako kandydaci ugrupowania Związek Solidarności i Rozwoju, stanowiącej polityczne przedstawicielstwo reżimu wojskowego. Wśród tych, którzy zrezygnowali ze urzędu, najwybitniejszą postacią jest generał Than Shwe. Według birmańskich źródeł rządowych, po wyborach zostanie on z pewnością prezydentem.
Listopadowe wybory będą pierwszymi w Birmie od 1990 roku, kiedy to junta wojskowa nie przyjęła do wiadomości przygniatającego zwycięstwa wyborczego opozycji pod wodzą Aung San Suu Kyi, uhonorowanej w rok później Pokojową Nagrodą Nobla. Od tego czasu przywódczyni opozycji pozostaje niemal nieprzerwanie w areszcie domowym. 25 sierpnia wezwała ona do zbojkotowania wyborów, reagując w ten sposób na postępowanie części swych dawnych zwolenników, którzy ostatnio założyli własną partię z zamiarem wystawienia co najmniej 100 kandydatów do parlamentu.
Junta zastrzegła sobie prawo mianowania jednej czwartej deputowanych i deklaruje, że nadal obsadzać będzie najważniejsze stanowiska w rządzie.PAP, arb