W poniedziałek Charkowiec skomentował dwukrotny wzrost deficytu w stosunku do bieżącego roku. Według jego słów w 2010 roku "oczekiwano wysokich dochodów, jednak w świetle subiektywnych decyzji, przede wszystkim Rosji, części z nich nie będzie" - powiedział. Chodzi zapewne o decyzję Moskwy o wprowadzenia ceł na eksportowaną na Białoruś ropę naftową, co pozbawiło Mińsk części dochodów.
Według białoruskiego komentatora politycznego Walera Karbalewicza, nigdy przedtem nie dyskutowano sprawy budżetu tak wcześnie. "To sprawa absolutnie propagandowa, żeby pokazać obywatelom że w przyszłym roku będzie lepiej i lepiej" - uważa Karbalewicz. Jego zdaniem niektóre liczby w budżecie wywołują zdziwienie. "Nie wiem, jak rząd zdoła zwiększyć o 30 proc. nakłady na służbę zdrowia" - powiedział Biełsatowi. Przypomniał, że Białoruś czekają wybory prezydenckie i dlatego władzy potrzebne są takie optymistyczne zapowiedzi.
Białoruski ekonomista Borys Żaliba w rozmowie z Biełsatem podkreślił, że już teraz podwyżki pensji dla pracowników budżetówki przewyższają możliwości budżetu. "Te plany naruszają podstawową zasadę, że wzrost wydajności musi przewyższać wzrost pensji" - powiedział. "Nie znamy cen na gaz i na ropę naftową sprowadzaną z Rosji, a są to sprawy o znaczeniu politycznym. Nasze władze zachowują się zbyt optymistycznie, przedstawiając takie liczby" - dodał.
W ubiegłym tygodniu plany podwyżek płac skrytykowali przedstawiciele Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Wbrew oczekiwaniom na wtorkowej sesji parlamentu nie ogłoszono daty wyborów prezydenckich, które powinny się odbyć najpóźniej w lutym 2011 roku. Gdy okazało się, że deputowani zajmą się jedynie budżetem i podatkami, salę opuściła większość zagranicznych dyplomatów.
Nie jest jednak wykluczone, że data wyborów zostanie ogłoszona 14 września na kolejnej nadzwyczajnej sesji parlamentu. Jak informuje Radio Swaboda, sekretarz Centralnej Komisji Wyborczej Mikoła Łazawik poinformował, że parlamentarzyści nie zwracali się jeszcze do komisji w sprawie terminu wyborów, choć wcześniej zwyczajowo tak robili. Łazawik przypomniał, że według prawa wybory muszą być ogłoszone nie później niż na 5 miesięcy przed zakończeniem kadencji prezydenta, a trzeba je przeprowadzić nie później niż dwa miesiące przed końcem kadencji szefa państwa. W tej sytuacji wybory mogą najpóźniej odbyć się 6 lutego.
Karbalewicz uważa, że dlatego podczas tej sesji nie ogłoszono daty wyborów prezydenckich, gdyż władze mają wątpliwości co do ich ostatecznego terminu. "To dlatego zajęły się teraz propagandowymi sprawami budżetu, a na ogłoszenie terminu głosowania poczekamy do 14 września" - powiedział w rozmowie z Biełsatem.PAP, ps