Przemówienie Clinton nie było aż tak pełne dumy jak Madeleine Albright, która powiedziała kiedyś, że USA to „niezastąpiony naród”. Sekretarz Stanu Hilary Clinton mówiła o „nowym momencie dla Ameryki” – pisze dzisiejszy „The New York Times”.
W swoim przemówieniu Clinton chciała pokazać sukces administracji Obamy w kierowaniu polityką zagraniczną. Podkreślała prymat Ameryki w rozwiązywaniu problemów w „niebezpiecznym świecie". Wspomniała m.in. o amerykańskiej pomocy na walkę ze skutkami powodzi w Pakistanie, czy o udziale w ostatnich izraelsko– palestyńskich negocjacjach pokojowych. - Świat liczy na nas – podkreśliła.
W czasach multilateralizmu, przemówienie Clinton w Radzie Stosunków Międzynarodowych było zaprezentowaniem amerykańskiej siły. Był to na zamierzony ruch w momencie, gdy Demokraci walczą o wygraną w wyborach i rozwiązanie ekonomicznych problemów kraju. Przemówienie Clinton mówi też dużo o niej samej – twierdzi autor artykułu.
Czternaście miesięcy temu, stojąc przed tą samą widownią mówiła o potrzebie stworzenia nowej strategii "jak Ameryka powinna używać swojej siły" opartej bardziej na perswazji i partnerstwie niż na bezpośrednim działaniu zbrojnym. Przedstawiając swoje uwagi, Clinton powiedziała zaskakująco mało o Afganistanie, gdzie USA próbuje wyplątać się w dziewięcioletniej wojny, jak również o Korei Północnej, gdzie USA nerwowo obserwuje przekazywanie władzy przez Kim Dzong Il’a swojemu synowi.
Ostatni raz, kiedy Clinton przemawiała przed Radą Stosunków Międzynarodowych ubolewała nad tym, że czuła się zmarginalizowana przez uczestników. Tym razem przewodniczący Rady Richard Haass pochwalił jej przemówienie i powiedział, że może pewnego dnia zastąpi ona wiceprezydenta Josepha Biedna, by wzmocnić szanse Obamy na reelekcje. Clinton odpowiedziała uśmiechem i pokiwała głową.
kb
W czasach multilateralizmu, przemówienie Clinton w Radzie Stosunków Międzynarodowych było zaprezentowaniem amerykańskiej siły. Był to na zamierzony ruch w momencie, gdy Demokraci walczą o wygraną w wyborach i rozwiązanie ekonomicznych problemów kraju. Przemówienie Clinton mówi też dużo o niej samej – twierdzi autor artykułu.
Czternaście miesięcy temu, stojąc przed tą samą widownią mówiła o potrzebie stworzenia nowej strategii "jak Ameryka powinna używać swojej siły" opartej bardziej na perswazji i partnerstwie niż na bezpośrednim działaniu zbrojnym. Przedstawiając swoje uwagi, Clinton powiedziała zaskakująco mało o Afganistanie, gdzie USA próbuje wyplątać się w dziewięcioletniej wojny, jak również o Korei Północnej, gdzie USA nerwowo obserwuje przekazywanie władzy przez Kim Dzong Il’a swojemu synowi.
Ostatni raz, kiedy Clinton przemawiała przed Radą Stosunków Międzynarodowych ubolewała nad tym, że czuła się zmarginalizowana przez uczestników. Tym razem przewodniczący Rady Richard Haass pochwalił jej przemówienie i powiedział, że może pewnego dnia zastąpi ona wiceprezydenta Josepha Biedna, by wzmocnić szanse Obamy na reelekcje. Clinton odpowiedziała uśmiechem i pokiwała głową.
kb