Kaczyński zapewnił, że rozmowa, która odbył ze swoim bratem przez telefon satelitarny o 8:20, czyli na kilkanaście minut przed katastrofą, nie dotyczyła złej pogody. - Nie rozmawialiśmy na temat lotu ani o żadnych problemach związanych z lotem. Ja nie odniosłem wrażenia, aby brat był czymkolwiek zaniepokojony bądź zdenerwowany - powiedział Kaczyński. - Nie słyszałem również niczego niepokojącego w tle - dodał.
Lech na nikogo nie wpływał
Według Jarosława Kaczyńskiego jego brat nie miał wpływu na decyzję o lądowaniu w Smoleńsku mimo złej pogody. - Całkowicie i bezwzględnie wykluczam możliwość, aby Prezydent Lech Kaczyński mógł w jakikolwiek sposób, osobiście lub za pośrednictwem innych osób, wpływać na autonomiczne decyzje załogi samolotu co do przebiegu lotu - oświadczył. Mimo zapewnień prezesa oskarżyciele przesłuchują pilotów z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Pytają, czy kpt. Arkadiusz Protasiuk, dowódca lotu z 10 kwietnia był podatny na naciski przełożonych - informuje TVN24.
Ciało prezydenta leżało koło trumny
Ambasador Polski w Moskwie, Jerzy Bahr, namawiał Kaczyńskiego, by ten nie oglądał zwłok brata. ten jednak był nieugięty i chciał osobiście identyfikować zwłoki.
- Udałem się we wskazane mi miejsce w towarzystwie kolegów z partii i poprosiłem o odkrycie zwłok. Rozpoznałem je jako zwłoki mojego brata. Nie pamiętam szczegółów okoliczności związanych z identyfikacją ciała prezydenta, byłem pod silnym wpływem środków uspokajających - wspominał. Kaczyński również, że ciało Lecha Kaczyńskiego leżało obok trumny. Nie był w stanie powiedzieć jednak, czy leżało ono na noszach. - Gdy wstałem z kolan, zaczęła się sprawa związana z formalną identyfikacją zwłok – powiedział prezes PiS.
Winnym katastrofy jest Donald Tusk, przynajmniej moralnie
Prezes potwierdził, że mógł lecieć do Smoleńska wspólnie z Donaldem Tuskiem. - Otrzymałem propozycję lotu razem z delegacją rządową, ale ją odrzuciłem, gdyż wiedziałem, jaki był stosunek premiera i innych osób z jego otoczenia do mojego brata. Uważałem, że przynajmniej w sensie moralnym i politycznym, Donald Tusk i jego otoczenie ponoszą odpowiedzialność za katastrofę. Abstrahuję od odpowiedzialności karnej – zeznał Kaczyński.
- Sam fakt rozdzielenia wizyt jest wystarczającą przesłanką do postawienia takiej tezy. Taki wypadek lotniczy, jest wydarzeniem niezwykle rzadkim - twierdzi prezes. Dodał, że gdyby wszystko odbyło się normalnie, bez podziałów, nie doszło by do tragedii. - Ten szczególny splot nieszczęśliwych okoliczności, który doprowadził do katastrofy z dnia 10 kwietnia 2010 roku, nie mógłby się powtórzyć, a zatem do katastrofy by nie doszło. Do wniosku tego doszedłem bez żadnej dodatkowej wiedzy o okolicznościach katastrofy - powiedział.