Celem maksymalnym osób organizujących akcję obrony krzyża na Krakowskim Przedmieściu było wykurzenie prezydenta z Pałacu Prezydenckiego i zamiana na miejsce pamięci po poprzednim prezydencie - ocenia doradca prezydenta ds. polityki historycznej prof. Tomasz Nałęcz. - Bronienie krzyża przed Bronisławem Komorowskim to jak bronienie śniegu i mrozu przed misiem polarnym - dodaje Nałęcz w rozmowie z "Rzeczpospolitą".
- Krzyż nie może być maczugą do okładania przeciwników politycznych. A PiS na chłodno i cynicznie to robi. Ilekroć sytuacja na Krakowskim Przedmieściu zmierzała do jakiegoś rozładowania, to zaraz pojawiało się ostre oświadczenie z tamtej strony. Był pomysł delegitymizacji prezydentury Komorowskiego – przypomnę tu wypowiedź Kaczyńskiego o wyborze przez przypadek - diagnozuje Nałęcz. - Zarzuty, że to Komorowski wywołał tę wojnę, są tak samo zasadne jak twierdzenia Eriki Steinbach, że Polska w 1939 r. sprowokowała Hitlera, przeprowadzając częściową mobilizację. Gdzież prezydent sprowokował konflikt? - dziwi się profesor. - Jarosław Kaczyński nie potrafił pogodzić się z przegraną. Rozumiem jego traumę po śmierci śp. Lecha Kaczyńskiego, ale nic nie tłumaczy wściekłego ataku na obecnego prezydenta - dodaje.
Nałęcz przekonuje, że sprawa krzyża nie zaważy na prezydenturze Komorowskiego, który "jest człowiekiem koncyliacyjnym i szukającym porozumienia". Dlatego prezydencki doradca liczy na dialog prezydenta z obrońcami krzyża. - Uważam, że dialog z nimi jest potrzebny i możliwy. Sam miałem okazję się o tym przekonać. Kilka dni temu uczestniczyłem w dyskusji w warszawskim Domu Spotkań z Historią, czyli tuż obok pałacu. Oni tam przyszli, bo wiedzieli z prasy o mojej obecności. Zobaczyłem wtedy ludzi skrajnie ideowych, ale gotowych do dialogu - twierdzi Nałęcz. Odrzuca natomiast wszelkie rozwiązania siłowe. - Potęga demokratycznego państwa przejawia się w wyrozumiałości i rozładowywaniu konfliktów dialogiem, a nie pałką.
"Rzeczpospolita", arb
Nałęcz przekonuje, że sprawa krzyża nie zaważy na prezydenturze Komorowskiego, który "jest człowiekiem koncyliacyjnym i szukającym porozumienia". Dlatego prezydencki doradca liczy na dialog prezydenta z obrońcami krzyża. - Uważam, że dialog z nimi jest potrzebny i możliwy. Sam miałem okazję się o tym przekonać. Kilka dni temu uczestniczyłem w dyskusji w warszawskim Domu Spotkań z Historią, czyli tuż obok pałacu. Oni tam przyszli, bo wiedzieli z prasy o mojej obecności. Zobaczyłem wtedy ludzi skrajnie ideowych, ale gotowych do dialogu - twierdzi Nałęcz. Odrzuca natomiast wszelkie rozwiązania siłowe. - Potęga demokratycznego państwa przejawia się w wyrozumiałości i rozładowywaniu konfliktów dialogiem, a nie pałką.
"Rzeczpospolita", arb