Migalski pisze dalej, że po czterech latach sytuacja się powtórzyła - HZDS wygrał, ale rząd sformował Dzurinda - a głównym celem spajającym szeroką koalicję było trzymanie Meciara w opozycji. "Popularność tego ostatniego zaczęła gwałtownie spadać, gdyż wyborcy widzieli coraz bardziej wyraźnie, że nie jest on już takim mocnym graczem, jak kiedyś - choć ci wyborcy, którzy przy nim zostali, stawali się coraz bardziej fanatyczni i bezrefleksyjni" - pisze Migalski. I przypomina, że 2006 roku HZDS otrzymał już jedynie 9 procent poparcia - paradoksalnie dopiero wtedy wszedł jako partner mniejszościowy do rządu Roberta Fico. "Ostatnia elekcja przyniosła ostateczny koniec HZDS - ugrupowanie to, po raz pierwszy od 1990 roku, nie weszło do parlamentu" - kończy Migalski.
Migalski tłumaczy, że podaje przykład HZDS "fanatycznym zwolennikom Kaczyńskiego". "Czy nie jest tak, że obecna linia partii prowadzić będzie do trwałej marginalizacji tej formacji, a w ostateczności do jej zniknięcia? Może nawet się zdarzyć, że PiS wygra przyszłoroczną elekcję parlamentarną, ale i tak nikt nie będzie chciał z nim rządzić. Podobna sytuacja może powtórzyć się i za 4 lata - ponownie może pozostać poza władzą wykonawczą. I wreszcie zniknąć ze sceny politycznej. Kto dzisiaj bezmyślnie i bezrefleksyjnie akceptuje obecną linię tego ugrupowania i poddaje się zupełnie wierze w geniusz prezesa, ten uprawdopodabnia taki scenariusz i gwarantuje PO rządzenie na wieki" - podsumowuje Migalski.
arb