Wypowiedź Boehmer to reakcja na doniesienia niemieckich mediów oraz skargi pedagogów, że w niektórych szkołach w dzielnicach zamieszkanych w większości przez imigrantów dzieci, które mówią po niemiecku, są szykanowane. Wysokonakładowy dziennik "Bild" opisał niedawno historię 15-letniego Domitiana E. z Berlina. Na 29 uczniów w jego klasie tylko dwoje było rodowitymi Niemcami. - Pozostali to Turcy albo Arabowie. Byłem szykanowany, bo mówiłem po niemiecku - powiedział chłopiec w rozmowie z "Bildem".
Informacje te wpisują się w toczącą się w Niemczech od kilku tygodni gorącą debatę na temat integracji imigrantów, wywołaną przez kontrowersyjną książkę byłego członka Bundesbanku i polityka socjaldemokracji Thilo Sarrazina pt. "Niemcy likwidują się same" ("Deutschland schafft sich ab"). Zarzucił on imigrantom z krajów muzułmańskich niechęć do integrowania się ze społeczeństwem Niemiec i wyzyskiwanie systemu socjalnego. Tezy te zostały potępione przez większość polityków, ale - według sondaży - wielu Niemców podziela argumenty Sarrazina.
Krytyczne reakcje wywołało też przemówienie prezydenta RFN Christiana Wulffa, który podczas obchodów 20. rocznicy zjednoczenia Niemiec 3 października powiedział, że "islam stał się w międzyczasie częścią Niemiec". Część konserwatywnych polityków niemieckiej chadecji zarzuciła Wulffowi, że stawia islam na równi z tradycją judeo-chrześcijańską. Przewodniczący frakcji CDU/CSU w Bundestagu Volker Kauder powiedział w rozmowie dziennikiem "Bild", że nie podziela opinii prezydenta. - Musimy utrzymać nasz porządek wartości, do którego należy także wolność wyznania. Islam nie może kształtować tego porządku wartości - ocenił Kauder.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel próbowała w ostatnich dniach załagodzić spór wokół interpretacji przemówienia prezydenta. - Obowiązuje u nas konstytucja, a nie szariat - zapewniła na konferencji prasowej w środę. - Kultura judeo-chrześcijańska jest siłą, która kształtuje nas od stuleci, jeśli nie od tysiącleci - dodała.
zew, PAP