Komorowski podkreślił w rozmowie z Radiem Zet, że w pielgrzymce bierze udział "więcej niż 50 procent rodzin pokrzywdzonych katastrofą". Jak mówił, pojechały tam rodziny "z bardzo różnych politycznych afiliacji, albo zupełnie bez żadnej afiliacji". Dodał, że do Smoleńska pojechały także rodziny najbliższych współpracowników Lecha Kaczyńskiego i Jarosława Kaczyńskiego. - Coś dobrego się zaczęło, zaczął się proces mówienia przez rodziny wspólnym głosem, a nie tylko echem politycznych waśni - ocenił prezydent.
Upamiętniać godniePrezydent zapowiedział, że postara się doprowadzić do tego, by w miejscu katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku powstało "odpowiednio godne upamiętnienie" ofiar. Ocenił, że Lech Kaczyński ma już "królewski pomnik", w postaci sarkofagu na Wawelu. - Ja nie ukrywam, że mi bardzo do wyobraźni przemawia propozycja siostry Małgorzaty Chmielewskiej, która zaproponowała, aby w pobliży Świątyni Opatrzności Bożej powstało hospicjum dla dzieci umierających, jako żywe dzieło noszące imię wszystkich 96 ofiar katastrofy smoleńskiej - powiedział prezydent. Podkreślił, że można budować "różne koncepcje upamiętnienia", jednak - jak mówił - inicjatywa w tej sprawie powinna należeć do rodzin ofiar katastrofy. Komorowski zapowiedział, że postara się doprowadzić do tego, "by powstało odpowiednio godne upamiętnienie także w miejscu katastrofy w Smoleńsku". Nie zdradził jednak szczegółów w tej sprawie.
Pytany o to, czy w Polsce powinien powstać pomnik Lecha Kaczyńskiego prezydent stwierdził, że "Lech Kaczyński ma taki pomnik, który wywołał co prawda burzę i masę wątpliwości, ale jest pomnikiem królewskim - to jest sarkofag na Wawelu". Jak ocenił, pytanie o pomnik jest zatem "pytaniem trochę już po faktach, a nie przed faktami".
Niedobra wypowiedź FotygiWedług prezydenta Komorowskiego, obecność premiera Rosji Władimira Putina w Smoleńsku tuż po katastrofie prezydenckiego samolotu oznaczała "chęć uczestniczenia we wspólnym przeżywaniu dramatu polskiego". - W takich sytuacjach nie wolno odtrącać ręki, z którą się kojarzą może różne niekoniecznie bardzo piękne rzeczy, ale to jest ręką premiera Rosji - zaznaczył Komorowski.
Komentując wypowiedź byłej minister spraw zagranicznych Anny Fotygi, która stwierdziła, że miejsce premiera Donalda Tuska w Smoleńsku po katastrofie, "było w pozycji na baczność, w błocie i ciemności przy ciele Prezydenta, a nie w uścisku Putina" ocenił, że ta wypowiedź Fotygi jest "strasznie niedobra". Jak podkreślił, odniosiła się ona do "obecności premiera na miejscu pobojowiska w Smoleńsku". Prezydent przekonywał, że z punktu widzenia języka politycznego, obecność premiera Rosji w miejscu katastrofy "oznaczała przywiązanie ogromnej wagi do tego, co się wydarzyło i chęć uczestniczenia we wspólnym przeżywaniu dramatu polskiego". - Oprócz czysto ludzkiej reakcji, to polityczna odpowiedź powinna być taka: tak, dostrzegamy tę rękę i chcemy, aby to służyło dalszym relacjom polsko-rosyjskim, a nie je psuło - powiedział prezydent.
Rząd kontra handlarze śmierci
Prezydent komentując sposób w jaki rząd walczy z dopalaczami stwierdził: - Powiedzmy wprost czy jesteśmy za tym, żeby zlikwidować to zjawisko, czy nie. Jak nie, to będziemy się czepiali słów, że za ostre czy za słabe. Prezydent uważa, że powstała luka w systemie prawnym i w Polsce, i w wielu innych krajach UE, w którą weszły "interesy osób, które mają pełną świadomość, że szkodą życiu, zdrowiu wielu młodych ludzi w Polsce i na tym robią pieniądze". - Jeżeli trzeba zlikwidować takie zjawisko, to róbmy to i nie rozdzielajmy włosa na czworo. Czy za ostro ktoś powiedział, czy za słabo, byleby to się mieściło w granicach przepisów prawa - ocenił Komorowski, pytany o słowa premiera Tuska, że podejmuje działania nadzwyczajne w sprawie walki z dopalaczami.
Zdaniem prezydenta, "byłoby źle, gdyby się okazało, że powstał znowu system nieszczelny albo, że zatriumfowali handlarze śmiercią i nieszczęściem". Jak podkreślił, teraz trzeba stworzyć nowoczesne prawo, które by tę lukę w sprawie dopalaczy zlikwidowało. - Wszyscy mówią: "myśmy ostrzegali". No to, jak ostrzegał PiS, to czemu tego nie zrobił? - pytał prezydent. Komorowski podkreślił, że problem dopalaczy wprawdzie zaczął narastać w 2008 roku, ale pierwsze sklepy z nimi powstawały już wcześniej.
Mieszkanie w Belwederze
Prezydent powiedział też w rozmowie z Radiem Zet, że nadal mieszka u siebie w domu. Zapowiedział, że planuje przeprowadzić się do Belwederu. W Pałacu Prezydenckim - jak mówił - będzie zaś pracował. - Mieszkam u siebie w domu, tam gdzie do tej pory, i bardzo się tam dobrze czuję - poinformował prezydent. Jak dodał, nie śpieszy mu się do pałaców. - Może to niektórych strasznie podnieca, ale mnie naprawdę i moją rodzinę najmniej - podkreślił.Komorowski powiedział, że planuje z rodziną przeniesienie się do Belwederu "na górę", tak żeby cały dół Pałacu Belwederskiego mógł służyć funkcjom publicznym. - Jeżeli ma się do wyboru miejsce bardzo ładne i tylko trochę ładne, to się zawsze wybiera bardzo ładne. Dla mnie Belweder jest bardzo ładnym miejscem, sympatycznym, jasnym i z piękną historią - tłumaczył prezydent swoją decyzję zamieszkania w tym miejscu. Odnosząc się do Pałacu Prezydenckiego przy Krakowskim Przedmieściu powiedział, że tam pracuje, a chce mieszkać w Belwederze.
Komorowski pytany o swoich współpracowników podkreślił, że ma taki plan polityczny, żeby w jego otoczeniu były osoby, które "mogą znajdować wspólny język z konkretnymi segmentami sympatii politycznych". Jak argumentował, doradza mu już prof. Tomasz Nałęcz, który jest kojarzony z lewicą, będzie miał także w swoim otoczeniu "kogoś z ruchu ludowego" i - jak zaznaczył - "trzyma też miejsce" w swojej Kancelarii dla kogoś, kto ma swoje sympatie w kręgach radykalnej prawicy, także PiS-owskiej.
Pytany, czy nadal wyciąga rękę do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego odparł: - Nie chodzę z wyciągniętą ręką. Ale - jak zaznaczył - "nie szuka też awantury". - Mam nadzieję, że pan Jarosław Kaczyński otrząśnie się z takich niedobrych myśli i niedobrych różnych działań, i że kiedyś zacznie myśleć w kategoriach interesu państwa - przyznał Komorowski. Dodał też, że czeka, aż prezes PiS zmieni zdanie i będzie chciał współpracować z nim na Forum Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Prezydent zastrzegł jednak: - Można budować współpracę z Jarosławem Kaczyńskim albo bez niego.
PAP, arb