Ale właśnie wtedy doszło do serii niezwykłych wydarzeń: trzej najważniejsi porywacze pożegnali się z tym światem. Kiedy w czerwcu 2007 r., jeszcze przed procesem, powiesił się najbardziej brutalny herszt grupy Wojciech Franiewski, nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Podobnie, gdy w kwietniu 2008 r. w więziennej celi powiesił się Sławomir Kościuk (wyrok: dożywocie). Ale kiedy w styczniu 2009 r. powiesił się Robert Pazik (wyrok: dożywocie), zawrzało.
Jak gdyby do wszystkich dotarło, że w tej kryminalnej historii z północnego Mazowsza jest za dużo zbiegów okoliczności. Kilka dni po samobójstwie Pazika fotel ministra sprawiedliwości stracił Zbigniew Ćwiąkalski, a z nim wiceminister sprawiedliwości, prokurator krajowy, szef Służby Więziennej i dyrektor więzienia w Płocku (tam powiesił się Pazik). Sejm powołał komisję śledczą „do zbadania prawidłowości działań organów administracji rządowej w sprawie postępowań karnych związanych z uprowadzeniem i zabójstwem Krzysztofa Olewnika".
Po co? Nie po to, żeby wyjaśniać, dlaczego bandyci zamieszani w sprawę wieszają się jeden po drugim. Komisja miała sięgnąć do wiedzy głębszej: jak to się stało, że w sprawie porwania Olewnika popełniono tyle błędów w policji i prokuraturze? Dlaczego państwo w tej sprawie zawiodło?
Policjanci i prokuratorzy popełnili przy tej sprawie niewiarygodną liczbę błędów: ginęły dowody, akta, wypuszczano kluczowych świadków, prokuratorzy brnęli w ślepe uliczki.
O sprawie Krzysztofa Olewnika czytaj w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost".