Wielkie kłamstwo podatkowe
Zdaniem Steinmeiera wielkim "kłamstwem wyborczym" była obietnica obniżenia podatków, złożona przez liberałów i chadeków w kampanii przed wyborami parlamentarnymi we wrześniu 2009 roku oraz zawarta w umowie koalicyjnej z października ubiegłego roku. W maju bieżącego roku, po kluczowych dla chadeków i liberałów wyborach regionalnych w Nadrenii Północnej-Westfalii, kanclerz Merkel przyznała, że trudna sytuacja finansów państwa nie pozwala na obniżenie podatków w dającym się przewidzieć czasie.
- Rządowi brakuje pomysłu na przyszłość Niemiec, ale też i Europy - wtórował Steinmeierowi przewodniczący SPD Sigmar Gabriel. Zdaniem polityków socjaldemokracji niemiecka gospodarka, po okresie głębokiej recesji, rozwija się dobrze "nie dzięki rządom chadeków i liberałów, lecz pomimo nich".
Świnie rodzą krytykę
Choć w minionych miesiącach Niemcy odnotowują rekordowy wzrost gospodarczy, który - według prognoz - wyniesie w tym roku 3,4 proc. PKB, a bezrobocie spadnie wkrótce poniżej 3 milionów, rząd kanclerz Merkel zbiera niemal wyłącznie negatywne oceny od rywali politycznych oraz komentatorów. Znajduje to wyraz w sondażach, w których chadecko-liberalna koalicja od miesięcy nie ma większości. Szczególnie dramatycznie spadły notowanie FDP, która balansuje na granicy pięcioprocentowego progu wyborczego, podczas gdy w wyborach zeszłorocznych zdobyła ponad 14 proc. głosów.
Jednym z głównych powodów tej sytuacji są ustawiczne spory między koalicjantami, którzy nawet nie stronili od obelg, nazywając się wzajemnie "świniami" i "grupą nieudaczników". Konflikty dotyczyły głównie polityki podatkowej. "Zamiast rządzić chadecy i liberałowie kłócili i handryczyli się ze sobą. Na szczytach kryzysowych ogłaszano nowe początki, nikt nie zliczy już ile razy" - napisał tygodnik "Der Spiegel".
Rezygnacja prezydenta
Z krytyką spotkał się przyjęty latem program oszczędności budżetowych na kwotę 80 mld euro, w którym punkt ciężkości stanowią cięcia w wydatkach socjalnych. Decyzje o wydłużeniu okresu eksploatacji elektrowni atomowych o średnio 12 lat oraz obniżeniu podatku VAT na noclegi w hotelach wielu komentatorów uznało z kolei za dowód na to, że rząd ulega presji rozmaitych lobby. Żółtą kartką dla rządu CDU/CSU i FDP były majowe wybory w Nadrenii Północnej-Westfalii, gdzie do władzy doszedł mniejszościowy rząd socjaldemokratów i Zielonych. W związku z tym koalicja na szczeblu federalnym straciła większość w Bundesracie, drugiej izbie parlamentu, gdzie zasiadają przedstawiciele rządów krajów związkowych.
Dla samej kanclerz Merkel ciosem była bezprecedensowa decyzja prezydenta RFN Horsta Koehlera, który pod koniec maja zrezygnował z urzędu. Jego następcę, kandydata koalicji Christiana Wulffa udało się wybrać dopiero w trzeciej turze głosowania w Zgromadzeniu Federalnym, chociaż arytmetycznie chadecy i liberałowie mają bezwzględną większość w tym gremium.
Merkel straci fotel?
Pomimo burzliwych początków Merkel jest pewna, że jej rząd przetrwa całą kadencję do 2013 roku i zapewnia, iż koalicja jest gotowa do ciężkiej pracy. - To będzie jesień decyzji - zapowiedziała niemiecka kanclerz po wakacjach. Trwają prace m.in. nad reformami finansowania systemu ochrony zdrowia, systemu świadczeń dla długotrwale bezrobotnych, reformą sił zbrojnych, obejmującą zniesienie powszechnego obowiązku służby wojskowej, a także nad ustawą o wydłużeniu okresu eksploatacji elektrowni atomowych.
Niektóre media spekulują jednak, że może dojść do zmiany na stanowisku kanclerza. Jako kandydat na następcę Merkel typowany jest popularny minister obrony, polityk bawarskiej chadecji CSU Karl-Theodor zu Guttenberg. Decydujące dla pozycji niemieckiej kanclerz mogą okazać się marcowe wybory w Badenii-Wirtembergii, które zdominuje konflikt o budowę nowego dworca kolejowego w Stuttgarcie. Obecne sondaże wskazują, że chadecy mogą utracić władze w tym landzie.
zew, PAP