Dyplomata tłumaczył, że minister spraw zagranicznych Birmy generał Nyan Win powiedział swoim azjatyckim odpowiednikom, iż przywódca wojskowej junty nie "będzie kandydatem" w wyborach 7 listopada. Są to pierwsze od 20 lat wybory w tym kraju. Taka deklaracja gen. Wina to pierwszy oficjalny komunikat birmańskich władz w sprawie prezydenckich aspiracji gen. Shwe. Wcześniej jedynie podejrzewano, że przywódca junty nie wystartuje w wyborach, ponieważ jego nazwisko nie pojawiło się na liście kandydatów.
Birmański przywódca nigdy nie wypowiadał się publicznie na temat swojej przyszłości. Również żaden przedstawiciel junty nie poruszał publicznie ani kwestii ewentualnego odejścia z polityki, ani udziału w wyborach prezydenckich. W zeszłym tygodniu Komisja Wyborcza w Birmie oznajmiła, że media zagraniczne będą miały zakaz wjazdu podczas wyborów. Na wyborach nie będzie również zagranicznych obserwatorów.
Przed wyborami rządzący Birmą wojskowi zastrzegli sobie w ordynacji m.in. prawo mianowania jednej czwartej deputowanych; deklarują też, że nadal obsadzać będą najważniejsze stanowiska w rządzie. Pod koniec sierpnia Komisja Wyborcza ogłosiła rozwiązanie opozycyjnej Narodowej Ligi na rzecz Demokracji (NLD) oraz dziewięciu innych formacji politycznych. Po poprzednich wyborach w 1990 roku junta nie zaakceptowała przygniatającego zwycięstwa opozycji pod wodzą liderki NLD Aung San Suu Kyi, uhonorowanej rok później Pokojową Nagrodą Nobla.
PAP, arb