Łatwość z jaką zamachowcy wysłali bomby do kilku miast w Europie nie powinna dziwić. Wbrew powszechnym opiniom granice państw są bardzo nieszczelne, a kolejnych ataków trudno będzie uniknąć.
Nie wiadomo jeszcze kto stoi za serią incydentów bombowych w Europie, które dały się we znaki niemal wszystkim placówkom dyplomatycznym na kontynencie. Nie wiadomo nawet tego, czy wszystkie ładunki zostały już odnalezione. Prawdopodobnie za całą sprawą stoją anarchiści lub lewacy, którzy w radykalny sposób chcą zaprotestować przeciwko kryzysowi gospodarczemu, cięciom budżetowym, a kto wie – może nawet przeciwko spowodowanym przez „krwiożerczych kapitalistów" zmianom klimatycznym.
Niezależnie od powodów jakimi kierowali się sprawcy - amatorska konstrukcja ładunków wybuchowych wskazuje na to, że zamachowcy nie zajmowali się dotąd „zawodowo terroryzmem". Całe szczęście – bo doprawdy strach pomyśleć co by się stało, gdyby podobną akcję przeprowadzili zdeterminowani islamscy radykałowie. Dżihadystom, w odróżnieniu od lewicowych radykałów, nie zależy bowiem wyłącznie na medialnej sławie „podpalaczy Europy”, z której w rzeczywistości nic nie wynika. Oni chcą spektakularnych eksplozji, rozlewu krwi, setek ofiar i wybuchu paniki. Tę ostatnią są w stanie wywołać nawet jeśli zabraknie ofiar – wystarczy przypomnieć sobie histerię która wybuchła, gdy w USA zaczęto znajdować paczki z prawdziwym lub rzekomym wąglikiem.
Ktoś mógłby spytać – jak to możliwe, że we współczesnym świecie, pełnym podsłuchów, wykrywaczy metalu, wiz i wszechobecnych kontroli możliwe jest, by bez większych problemów wysłać bomby w paczce? Od poniedziałku w samych tylko Atenach wyczulone na zagrożenie służby bezpieczeństwa wykryły 14 ładunków wybuchowych, adresowanych do prezydenta Nicolasa Sarkozy`ego, ambasad Belgii, Bułgarii, Chile, Niemiec, Rosji, Holandii i Szwajcarii. Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta – wbrew powszechnym opiniom przesyłki towarowe nie są praktycznie kontrolowane (za wyjątkiem losowych i tych pochodzących z państw podwyższonego ryzyka – Somalii, Jemenu, Pakistanu). Każdego dnia przez europejskie granice przechodzą miliony paczek i nie każdą można prześwietlić. Tylko drogą morską corocznie transportuje się ponad 7 miliardów ton towarów. Raptem co setny kontener na statku jest kontrolowany. Przesyłki nadawane drogą lotniczą również nie są pieczołowicie sprawdzane, bo brakuje do tego i ludzi, i czasu.
Po raz kolejny przekonujemy się, że jesteśmy znacznie mniej bezpieczni niż nam się dotychczas wydawało.
Niezależnie od powodów jakimi kierowali się sprawcy - amatorska konstrukcja ładunków wybuchowych wskazuje na to, że zamachowcy nie zajmowali się dotąd „zawodowo terroryzmem". Całe szczęście – bo doprawdy strach pomyśleć co by się stało, gdyby podobną akcję przeprowadzili zdeterminowani islamscy radykałowie. Dżihadystom, w odróżnieniu od lewicowych radykałów, nie zależy bowiem wyłącznie na medialnej sławie „podpalaczy Europy”, z której w rzeczywistości nic nie wynika. Oni chcą spektakularnych eksplozji, rozlewu krwi, setek ofiar i wybuchu paniki. Tę ostatnią są w stanie wywołać nawet jeśli zabraknie ofiar – wystarczy przypomnieć sobie histerię która wybuchła, gdy w USA zaczęto znajdować paczki z prawdziwym lub rzekomym wąglikiem.
Ktoś mógłby spytać – jak to możliwe, że we współczesnym świecie, pełnym podsłuchów, wykrywaczy metalu, wiz i wszechobecnych kontroli możliwe jest, by bez większych problemów wysłać bomby w paczce? Od poniedziałku w samych tylko Atenach wyczulone na zagrożenie służby bezpieczeństwa wykryły 14 ładunków wybuchowych, adresowanych do prezydenta Nicolasa Sarkozy`ego, ambasad Belgii, Bułgarii, Chile, Niemiec, Rosji, Holandii i Szwajcarii. Odpowiedź na to pytanie jest banalnie prosta – wbrew powszechnym opiniom przesyłki towarowe nie są praktycznie kontrolowane (za wyjątkiem losowych i tych pochodzących z państw podwyższonego ryzyka – Somalii, Jemenu, Pakistanu). Każdego dnia przez europejskie granice przechodzą miliony paczek i nie każdą można prześwietlić. Tylko drogą morską corocznie transportuje się ponad 7 miliardów ton towarów. Raptem co setny kontener na statku jest kontrolowany. Przesyłki nadawane drogą lotniczą również nie są pieczołowicie sprawdzane, bo brakuje do tego i ludzi, i czasu.
Po raz kolejny przekonujemy się, że jesteśmy znacznie mniej bezpieczni niż nam się dotychczas wydawało.