W czwartek francuskie koncerny podpisały już pierwsze z ponad 20 umów z chińskimi kontrahentami, których łączna suma sięga - według różnych szacunków - od 14 do 16 mld euro. Największe z nich dotyczą sprzedaży ponad 100 francuskich airbusów oraz dostawy uranu dla Chin przez koncern Areva, francuskiego producenta reaktorów jądrowych.
Nadsekwańskie media zwracają uwagę, że kwestie biznesowe zepchnęły zupełnie w cień sprawę łamania praw człowieka przez chińskie władze. W programie wizyty nie ma nawet - wbrew zwyczajowi - konferencji prasowej czy nawet briefingu obu szefów państwa. Jak tłumaczy francuska prasa, dzięki temu nikt nie postawi chińskiemu prezydentowi trudnych pytań. Według komentatorów radia France Info, "na rynku milczenia Francja ustaliła już swoją cenę - kontrakty za 16 mld euro oraz (chińską) zgodę na powstrzymanie się od stawiania przeszkód francuskiemu przewodnictwu grupy G20". Radiostacja cytuje jednak także francuską ekonomistkę Marie-Francoise Renard, według której Paryż idzie na ustępstwa wobec Pekinu, gdyż jako "małe państwo wobec wielkiego" ma "dość słabą pozycję w negocjacjach". "Nie ma wspólnej europejskiej strategii handlowej. W efekcie pierwszym partnerem handlowym Chin są USA. (...) W obecnym kontekście, poszczególne kraje europejskie rywalizują ze sobą (o chiński rynek)" - podkreśliła.
Jak zaznacza przychylny rządzącej centroprawicy dziennik "Le Figaro", oprócz wielkich zysków z kontraktów wizyta Hu ma dla prezydenta Sarkozy'ego "strategiczne znaczenie". Paryż obejmie bowiem w przyszłym tygodniu przewodnictwo grupy G20 i chce pozyskać poparcie Pekinu dla swoich aspiracji. "Szef państwa (Sarkozy) wyznaczył sobie ambitne cele: reformę międzynarodowego systemu monetarnego, regulację zmiennych cen surowców naturalnych i zarządzanie światową gospodarką. We wszystkich tych sprawach wsparcie Chin będzie decydujące" - uważa gazeta.
Na marginesie "Le Figaro" przyznaje, że władze francuskie - w imię ocieplenia stosunków z Pekinem - zachowują "wyjątkowe milczenie" w sprawie łamania praw człowieka w Chinach. Postawę Paryża skrytykowały różne organizacje broniące wolności słowa, jak Reporterzy Bez Granic (RSF) czy Amnesty International.
Jeszcze przed przyjazdem prezydenta ChRL lewicowy dziennik "Liberation" pisał, że "czerwony dywan, wojskowe honory i ogromne kontrakty w perspektywie - nie zabraknie niczego, byle tylko wymazać dwa ostatnie lata chłodu między Paryżem a Pekinem". "W zapomnienie poszli dalajlama, Tybetańczycy i dysydenci. Sarkozy zrobił swoją rewolucję kulturalną" - dodała gazeta. Media przypominają, że Sarkozy - w odróżnieniu od prezydenta USA Baracka Obamy i niemieckiej kanclerz Angeli Merkel - nie pogratulował ostatnio Liu Xiaobo Pokojowej Nagrody Nobla. Ze strony francuskich władz list gratulacyjny dla noblisty i apel o uwolnienie przez Pekin wszystkich więźniów politycznych wystosował natomiast szef dyplomacji, Bernard Kouchner.
W drugim dniu wizyty prezydent Hu uda się do Nicei, gdzie ma rozmawiać ponownie w cztery oczy z prezydentem Sarkozym. Tematem rozmowy ma być - według oficjalnych zapowiedzi - kwestia francuskiego przewodnictwa grupy G20. Obaj politycy zjedzą też wspólnie kolację w luksusowej restauracji na Lazurowym Wybrzeżu. Z powodu wizyty chińskiego prezydenta w Nicei zmobilizowano tam bardzo liczne środki bezpieczeństwa - co najmniej około 1500 policjantów, żandarmów, ochroniarzy, a także śmigłowce. Organizacje obrony praw człowieka, w tym Amnesty International, zapowiedziały na piątek w tym mieście manifestacje przeciw łamaniu praw człowieka w Państwie Środka.
pap