Birmańska centralna komisja wyborcza ostrzegła, że partiom politycznym, które będą składać fałszywe skargi wyborcze, grożą dotkliwe konsekwencje prawne. Każdy, kto zgłosi nieuzasadnioną skargę, może być skazany na kary do trzech lat więzienia oraz grzywnę w wysokości ok. 300 dol. Ostrzeżenie to stawia laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla, która wyszła niedawno na wolność po siedmiu latach aresztu domowego, w sytuacji potencjalnego konfliktu z rządzącymi krajem generałami. Teraz musi ona znaleźć równowagę pomiędzy oczekiwaniami prodemokratycznej opozycji a realiami swojego zwolnienia, gdyż w każdej chwili może zostać ponownie aresztowana.
Suu Kyi już zapowiedziała, że zamierza przyłączyć się do swoich partyjnych kolegów i zbadać informacje o oszustwach wyborczych. Zaznaczyła jednak, że choć zamierzają opublikować raport na ten temat, nie będą protestować przeciwko wynikom wyborów, ponieważ nie brali w nich udziału. Suu Kyi złożyła już do Sądu Najwyższego wniosek o wznowienie działalności jej partii. Birmańskie władze rozwiązały ją w tym roku, gdy ugrupowanie nie zarejestrowało się ponownie przed wyborami, by zaprotestować w ten sposób przeciwko niesprawiedliwej i niedemokratycznej ich zdaniem ordynacji wyborczej.
Pełne wyniki wyborów mają być dopiero opublikowane, ale z podanych dotychczas informacji wynika, że wspierany przez juntę Związek Solidarności i Rozwoju (ZSR) zdobędzie znaczną przewagę w obu izbach parlamentu. Przeprowadzone 7 listopada wybory w Birmie były pierwszymi od 1990 roku, kiedy to wojskowi nie przyjęli do wiadomości przygniatającego zwycięstwa opozycji pod wodzą Aung San Suu Kyi, uhonorowanej rok później pokojową Nagrodą Nobla. Od tego czasu z kilkoma przerwami pozostawała ona w areszcie domowym. Chociaż rządząca krajem junta zapowiada powstanie pierwszego rządu cywilnego, to Zachód i Birmańczycy mieszkający za granicą uważają niedzielne głosowanie za farsę.
PAP, arb