Sprawa zaczęła się w zeszłym tygodniu, gdy z powodu złych warunków pogodowych z małego lotniska nie odlatywały żadne samoloty. W tej chwili w Lukli jest ogromny zator - koczuje tam około 600 osób, w tym około 10 Polaków. W czwartek poinformowali oni o swojej sytuacji polskie służby konsularne. Dzięki działaniom polskiego konsula honorowego mieli odlecieć w piątek rano. - Niestety, wówczas doszło do incydentu, który nadal badamy, ale władze lotniska twierdzą, że nasi rodacy filmowali w nieodpowiednim miejscu prace służb konsularnych i obsługi lotniska - podkreślił rzecznik.
Wówczas chciano im zabrać kamerę; doszło do szarpaniny - według relacji przekazanej stronie polskiej przez tamtejsze służby - w budynku, w którym się to odbywało pękła szyba i dlatego Polacy zostali ostatecznie zatrzymani. Z nieoficjalnych informacji od osoby dobrze znającej sprawę wynika jednak, że nasi rodacy filmowali, jak tamtejsze służby organizujące przewóz przyjmują łapówki od osób chcących się wydostać wcześniej z lotniska; dlatego chciano im zabrać sprzęt.
W piątek w południe grupa Polaków wraz z dwiema wcześniej zatrzymanymi osobami była na lotnisku, oczekując na wylot. Konsul ponownie stara się, by stało się to jak najszybciej. MSZ ma nadzieję, że jeszcze po południu rozpoczną podróż do Polski. Są to turyści, którzy byli na trekkingu w Himalajach. Według Polaków koczujących w Nepalu, w pierwszej kolejności do Katmandu odlatują zorganizowane grupy turystów i bez łapówki nie da się trafić na listę pasażerów. Natomiast przelot helikopterem do stolicy Nepalu kosztuje 900 dolarów, na co polskich turystów, z których znaczna część to studenci, nie stać.
zew, PAP