W ogólnym zamęcie nie zmienili się tylko: Wiech, pensje, Pałac Kultury i imć poseł Frankowski. Ten ostatni pozostał wszakże wierny sobie od czasów Boya. Pamiętacie:
"Żadnych politycznych
Nie zna on przesadów,
Każda Partia dobra,
Byle dojść do rządów!
Z jednymi tachluje,
Od drugich skorzysta,
Dalej se posłuje,
Ino sobie śwista!"
Ale nie narażajmy się Szanownemu Posłowi, skoro mamy zamiar iść w jego ślady i wierszyk ten przyjąć sobie za motto. Wróćmy do naszego dzwoneczka niedzielnego czyli do "Tygodnika Powszechnego". Wraz z pierwszą gwiazdką i z wigilijną rybką otrzymacie pod choinkę nasz pierwszy numerek. I odtąd co tydzień już raczyć Was będziemy tą mdłą jak kluski z makiem potrawą. Ale z góry zastrzegamy: wiele sobie po nas nie obiecujcie. Czekacie, że Wam powiemy jakieś ważkie Słowo, tymczasem nic z tego: starzyśmy już i do niczego. Turowicz osiwiał i zdewociał, Gołubiew przygarbił się, jakby całą historię Polski od czasów Chrobrego nosił na ramionach, Woźniakowski liczną obarczony rodziną, Zawieyski i ja ze Stommą ziemniaczaną w posty aspirujemy (głosujcie, głosujcie!). Nasze panie, choć piękne, też już się nieco duchem posunęły: mamy dwie hrabiny Morstin Górskie Starozawieyskie i dzielną lecz historyczną Hannę Malewską. Jest pełen wigoru ksiądz Andrzej Bardecki, ale on tylko w kalendarzach katolickich się specjalizuje, kręci się też trochę młodzieży melancholijnej i wyblakłej (co lepsi odeszli do marksistów), rozmaite Herberty, Kubiaki, Najdery, Chrzanowscy, którym na próżno polski Armstrong-Tyrmand na jazzowym Matuszkiewiczu przygrywa. Jest jeszcze portret księdza Piwowarczyka na ścianie, teka Stańczyka w ręku no i — błogosławieństwo od św. Wiesława. Wszystko to niewiele — bardzo niewiele. Z czym do gościa, z czym tu zbawiać Polskę?!
Dlatego więc Kochani — do Was apelujemy. "Tygodnik Powszechny" to szopka świąteczna, którą myśmy z otrzymanego na przydział budulca przemyślną sztuką dla Was zbudowali. Ale jasełka w tej szopce to już Wy będziecie odgrywali — ta szopka jest dla Was. Wy postawicie żłób (przecież ja go nie zastąpię), Wy wprowadzicie Wołu i Osła (nie odegrają ich przecież ani Gołubiew ani Stomma), Wy nasypiecie siana (skąd ma go naczerpać Turowicz — przecież nie z głowy?!), Wy kołysać będziecie Dzieciątko, Wy sprowadzicie królów i pasterzy. Do Was należy przedziwne szopkowe światło i choinka i wszystko co Jego jest. Nie chodzi o to, aby w tej szopce "Tygodnikiem" zwanej popisywało się zawsze tych samych paru facetów, chodzi o to abyście ruszyli tutaj ławą odgrywać piękne polskie jasełka. Potrzebujemy Was, zapraszamy, to Wy szukać tu będziecie Nowego Słowa. Słowo takie nie wyskoczy jak diablik z pudełka czy z flaszki, nad Słowem takim pracować tu musimy wszyscy, wszyscy pospołu złączeni, tak jak to złączyło się w dzisiejszej Polsce — pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna. A więc, czytając pod choinką ten pierwszy, przez nas starców sfastrygowany numer "Tygodnika" oraz widząc brodate kawały w tym felietonie się kiwające, zrozumcie: to jest dopiero scena, scena dla Was, dla Waszych jasełek. Grajcie na niej, śpiewajcie, rozrabiajcie, tylko nie ględźcie — ku chwale Ojczyzny i kultury, czego i sobie życzę.
25 XII 1956, TP nr 415