Materiały ujawnione przez portal WikiLeaks, służą przede wszystkim medialnemu biciu piany. To źle, ponieważ ekscytacja sprawami obyczajowymi i opiniami jednych polityków na temat drugich odwraca uwagę od spraw dużo poważniejszych.
Julian Assange nie chce mówić zbyt wiele o działaniu swojego portalu. Ale już samo fakt, że WikiLeaks działa od czterech lat, zatrudnia ludzi i korzysta z infrastruktury informatycznej, każe postawić pytanie, czy jest on na pewno całkowicie niezależny, czy może jednak stoją za nim jakieś siły, dla których ujawnianie kompromitujących materiałów jest wygodne. Historia ruchów "niezależnych" z lat 70-tych i 80-tych ubiegłego wieku uczy nas, że czasem szlachetne hasła i odważne działania inspirowane były przez mniej szlachetne, ale za to skuteczne służby specjalne. Wystarczy przypomnieć jaki wpływ na politykę zachodnioniemiecką miała enerdowska STASI, albo do jakiego stopnia postępowe partie włoskiej lewicy były infiltrowane przez radziecki wywiad. Idąc tym tropem należałoby się zastanowić kto dziś mógłby czerpać korzyści z działania WikiLeaks. Czyż głównym beneficjentem spektakularnej kompromitacji dyplomacji amerykańskiej nie są Chiny?
Julian Assange skompromitował dyplomację amerykańską podwójnie. Po pierwsze okazało się, że reputacja mocarstwa może zostać zachwiana przez każdego, komu uda się złamać system zabezpieczenia przepływu informacji w Departamencie Stanu. Młody amerykański podoficer, nie zrobił nic nadzwyczajnego. Włożenie płyty do napędu komputera i skopiowanie danych nie wymaga udziału hackera. Okazało się, że informacje nie były niemal w ogóle chronione. Oznacza to, że zawinili ludzie, którzy nie byli wstanie określić i przewidzieć wszystkich zagrożeń. Druga kompromitacja polega na tym, że depesze dyplomatyczne, które WikiLeaks i gazety ujawniły, potwierdzają iż dyplomacja to integralna część wywiadu. Wprawdzie wszyscy od dawna o tym wiedzą, ale dotąd nikt nie potwierdził tego publicznie. Teraz, za sprawą WikiLeaks, „potwierdzili" to amerykańscy dyplomaci, którzy – jak się okazuje – mieli szpiegować nawet… urzędników ONZ.
Konkurenci polityczni USA: Rosja i Chiny, otrzymali od Assange prezent w postaci podanych na tacy metod działania amerykańskiej dyplomacji. Sojusznicy dowiedzieli się, jak instrumentalnie są traktowani przez polityków zza oceanu. WikiLeaks obnażyło również słabość dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, o której również mówi się już od dawna. Osama bin Laden pozostający na wolności, niekończąca się wojna domowa w Afganistanie, kryzys ekonomiczny – to krótki katalog klęsk poniesionych ostatnio przez USA. Teraz dochodzi do tego ośmieszenie USA przed całym światem.
Kolos? Nawet jeśli wciąż tak – to niewątpliwie jego gliniane nogi zaczynają się kruszyć. I chyba coraz bardziej nerwowo patrzy w kierunku Pekinu.
Julian Assange skompromitował dyplomację amerykańską podwójnie. Po pierwsze okazało się, że reputacja mocarstwa może zostać zachwiana przez każdego, komu uda się złamać system zabezpieczenia przepływu informacji w Departamencie Stanu. Młody amerykański podoficer, nie zrobił nic nadzwyczajnego. Włożenie płyty do napędu komputera i skopiowanie danych nie wymaga udziału hackera. Okazało się, że informacje nie były niemal w ogóle chronione. Oznacza to, że zawinili ludzie, którzy nie byli wstanie określić i przewidzieć wszystkich zagrożeń. Druga kompromitacja polega na tym, że depesze dyplomatyczne, które WikiLeaks i gazety ujawniły, potwierdzają iż dyplomacja to integralna część wywiadu. Wprawdzie wszyscy od dawna o tym wiedzą, ale dotąd nikt nie potwierdził tego publicznie. Teraz, za sprawą WikiLeaks, „potwierdzili" to amerykańscy dyplomaci, którzy – jak się okazuje – mieli szpiegować nawet… urzędników ONZ.
Konkurenci polityczni USA: Rosja i Chiny, otrzymali od Assange prezent w postaci podanych na tacy metod działania amerykańskiej dyplomacji. Sojusznicy dowiedzieli się, jak instrumentalnie są traktowani przez polityków zza oceanu. WikiLeaks obnażyło również słabość dzisiejszych Stanów Zjednoczonych, o której również mówi się już od dawna. Osama bin Laden pozostający na wolności, niekończąca się wojna domowa w Afganistanie, kryzys ekonomiczny – to krótki katalog klęsk poniesionych ostatnio przez USA. Teraz dochodzi do tego ośmieszenie USA przed całym światem.
Kolos? Nawet jeśli wciąż tak – to niewątpliwie jego gliniane nogi zaczynają się kruszyć. I chyba coraz bardziej nerwowo patrzy w kierunku Pekinu.