Polski MSZ zdementował te doniesienia 6 listopada, podkreślając, że w depeszy agencji Interfax przypisano ministrowi Sikorskiemu słowa, których nie wypowiedział. Ministerstwo uznało to za zamierzoną manipulację. Amerykańscy dyplomaci napisali w swej depeszy, że według Rosjan wypowiedzi Sikorskiego szkodzą nie tylko relacjom rosyjsko-polskim, ale również stosunkom Rosji z USA i NATO. Odnotowali również, że szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow nie wierzył, iż Sikorski coś takiego powiedział.
Pracownicy ambasady USA ocenili, że "niestety polski rząd po części wywołał tę rosyjską odpowiedź przez sponsorowanie i oświadczenia poparcia dla unijnej inicjatywy Partnerstwie Wschodniego i przez okazywanie poparcia dla Gruzji podczas wojny rosyjsko-gruzińskiej wojny z 2008 roku". "Co więcej polskie MSZ założyło Biuro Bezpieczeństwa Europejskiego, które polscy dyplomaci żartobliwie nazywają Biuro Zagrożeń ze Wschodu" - napisali amerykańscy dyplomaci. Dodali, że według jednego z polskich dyplomatów z Moskwy, który miał pracować w tym biurze, Rosjanie znali tę nazwę, a jedynym sposobem, w jaki mogli się tego dowiedzieć, było podsłuchiwanie jego rozmów telefonicznych.
Jak komentuje autor notatki, rosyjski rząd potrzebował czasu, by przetrawić wypowiedzi Sikorskiego i ocenić, czy zmienić pozytywny rozwój stosunków dwustronnych, a jako nacisk może wykorzystać m.in. opóźnianie umowy gazowej. Amerykańscy dyplomaci oceniali, że "Sikorski dodał antyzachodnie elementy do rosyjskiej amunicji przeciwko poprawie stosunków Rosji z NATO, a nawet z USA".
pap, ps