Druga nagroda w trzeciej edycji konkursu dla młodych dziennikarzy, zorganizowanego przez ambasadę USA w Polsce i tygodnik "Wprost"
Autobus zaplanowany w rozkładzie jazdy na godz. 5.30 rzadko przyjeżdża punktualnie. Zazwyczaj jest też bardziej przepełniony niż ten o 7.15. Monika woli jeździć tym drugim, ale musi wtedy "podarować" sobie wykład zaczynający się o 8.00. Wprawdzie akurat ten wykład nie jest specjalnie ciekawy, ale kto wie, może kiedyś zostanie powiedziane coś, czego nie ma w skrypcie?
Monika po drugim roku politologii wybrała kierunek stosunki międzynarodowe. Tam najtrudniej się dostać, bo jest najwyższy poziom. Ale kiedy już się na nim studiuje, jest to powód do dumy. Ale ta duma to nie pycha. To wykorzystane szanse. Ale w razie czego warto jeszcze wejść na chwilę do kapucynów. Akurat powinno się kończyć poranne nabożeństwo...
Pierwsze ćwiczenia odbywają się po angielsku. Zajęcia prowadzi Belg, od dwóch lat wykładający w Polsce historię funkcjonowania Unii Europejskiej. Słusznie przewidywał, że unijna polityka rolna wywoła emocje wśród studentów.
- W Polsce jest za dużo rolników i trzeba coś z nimi zrobić - twierdzi. Dyskusja zaczyna się od sloganów.
- Polscy chłopi są przywiązani do ziemi. Problemem jest mentalność. Riposty padają szybko, bez zbędnych uzasadnień.
- Problemem jest też Radio Maryja, które sieje strach.
Monika w końcu zabiera głos. Te zajęcia po angielsku dają jej jedyną szansę powiedzenia czegokolwiek, bo w czasie zajęć po polsku chłopcy ją zakrzyczą. A tu jej słuchają, bo świetnie zna angielski.
- Ja jestem ze wsi i znam tamtejsze realia. Mój ojciec, choćby mu płacili za to, by nie produkował, on i tak zaorze i zasieje. Jego zdaniem, ziemia bez ludzi dziczeje. Ale to nieprawda, że pójdzie tam, gdzie Lepper mu każe. Protestuje wtedy, gdy za ciężką pracę nie dostaje pieniędzy - mówi. Napięcie sięga zenitu. Żal do "ciemnych" rolników bierze górę.
- Dlaczego dzieci chłopów częściej dostają akademiki i stypendia socjalne?
- Jeśli wieś jest taka biedna i na edukację potrzebuje jakiegoś specjalnego programu, potrzebuje specjalnych pieniędzy z budżetu czy z unii, to skąd ty masz na studiowanie?
- Moja mama jest w Stanach Zjednoczonych.
Cisza. Dyskusja poszła za daleko. Wszyscy to poczuli.
Proseminarium z geopolityki jest burzliwe. Tym bardziej że temat jest atrakcyjny: "'Wielka szachownica'" Zbigniewa Brzezińskiego". Dyskusja ma charakter akademicki. To przybliża się, to znów oddala od głównego problemu.
- Jak sugeruje tytuł książki, Amerykanie rozstawiają pionki na szachownicy. Szachownica to światowy układ sił, a pionki to państwa.
- To prawda, że Amerykanie rozstawili pionki, ale pionkami nie są państwa, lecz argumenty grających stron. Stronami są światowe mocarstwa. A ponieważ Stany Zjednoczone są w tej chwili jedynym supermocarstwem, nie mają z kim owej partii szachów rozegrać.
Prowadzący zajęcia zaczyna rozdzielać głosy. Zbyt wielu ma coś do powiedzenia.
- Nie wiem, czy koledzy odnotowali, że teraz w szachy gra się z komputerem. Jest to więc realny pojedynek z wirtualnym przeciwnikiem. Z przeciwnikiem, którego się zaprogramowało. Wygląda to dość paranoicznie... - Amerykanie dominują nad światem. Bardzo szybko przystosowali się do monopolistycznego układu sił. Okazało się jednak, że ta hegemonia kosztuje. Problem polega na tym, by - zachowując twarz i interesy przynoszące zyski na całym świecie - zredukować koszty bycia supermocarstwem.
- Trzeba też pamiętać o hedonizmie, który szerzy się w USA. Brzeziński słusznie przestrzega Amerykanów przed nadmiernym hołdowaniem własnej przyjemności.
- O przepraszam. Ja nie uważam, że wypoczynek i konsumpcja tego, co w pocie czoła samemu się wypracowało, są czymś złym. Ja w przyszłości tak właśnie chciałbym żyć. Mam nadzieję, że Unia Europejska mi to umożliwi.
- Strategiczna przyszłość Unii Europejskiej to silna, scentralizowana oś czterech państw: Francji, Niemiec, Polski i Ukrainy. W tym wypadku Brzeziński może mieć rację jedynie wtedy, gdy unia stanie w obliczu realnego zagrożenia zewnętrznego. W innym przypadku żaden jej członek nie zrezygnuje z cząstki swej suwerenności.
Monika wtrąca swoje trzy grosze:
- A kto może Europie zagrozić? Chiny?
W porównaniu z poranną jazdą powrót autobusem wydaje się o niebo lepszy. Monika jedzie do domu, do innego świata. Myśl o wspólnym posiłku z tatą i braćmi jest o wiele przyjemniejsza od nawet najbardziej konstruktywnej dyskusji na uczelni. Tato jak zwykle czeka na przystanku. Co prawda widzieli się rano, lecz Monice zdaje się, że od tego czasu minęły wieki. Wróciła przecież z dalekiej podróży po świecie pełnym "globalnych problemów", "wspólnych interesów", "cywilizacyjnych różnic". Wróciła do domu. Do domu takiego samego od lat. Domu, którego "turbulentne środowisko międzynarodowe" w ogóle nie obejmuje. Na szczęście. Jedyną cechą wspólną tych dwóch światów jest powitalna "wymiana not dyplomatycznych".
- Co w domu?
- W porządku. A w szkole?
- Też.
Na zajęciach z międzynarodowych stosunków politycznych omawia się elementy międzynarodowego prawa publicznego, teorię stosunków międzynarodowych i historię instytucji międzynarodowych. Na zakończenie zajęć dyskusja.
- Kto zastąpi USA na pozycji światowego mocarstwa?
- W dziedzinie ekonomii Stany Zjednoczone ścigają się z Unią Europejską i Japonią. W dziedzinie ideologii i kultury rywalizują z Japonią i Chinami. Militarnie zaś ścigają się z Chinami i Rosją. Amerykanie cały czas utrzymują jednak pozycję lidera.
Prowadzący chce zakończyć ćwiczenia pytaniami retorycznymi.
- Czy Unia Europejska nie jest przypadkiem za młoda, by zająć miejsce USA? Czy nie jest tak, że Unia Europejska nie może się obyć bez Stanów Zjednoczonych?
- Po części zgoda. Są kraje, którym ze względu na pamięć o historii bliżej jest do Waszyngtonu niż do Brukseli. Mam na myśli Wielką Brytanię i chociażby Polskę. Ale na razie większość inicjatyw europejskich wychodzi od Francuzów, a ci Amerykanów najchętniej zamknęliby za Atlantykiem. To nie współgra z polską racją stanu.
Wieczorem w domu Monika pyta ojca, po co mama jeszcze w tej Ameryce siedzi. Przecież na chleb mają z pracy na roli. Tato jednak nie chce o tym rozmawiać. Woli pogadać o czymś neutralnym. Na przykład o szkole córki.
- Czego wy się tam właściwie teraz uczycie? Myślałem, że jakimś politykiem będziesz albo w gazecie będziesz pracować...
- Teraz dużo nam mówią o Unii Europejskiej...
Ojciec przestaje się uśmiechać. Nie spyta przecież córki o to, co ma myśleć o unii. Każdy mówi co innego. Chłopy na spotkaniach Samoobrony klną na niemieckie cła. No i po co. Przecież nic do tych Niemiec nie wożą. W Radiu Maryja mówią, że w unii nie chodzi się do kościoła. Co innego mówił arcybiskup Życiński w czasie mszy w katedrze w Lublinie, kiedy latem całą rodziną pojechali na wycieczkę do ogrodu botanicznego i do muzeum wsi lubelskiej. A w telewizji mówią takie rzeczy, których nikt nie rozumie. W końcu jednak przełamuje się.
- To my już w tej unii jesteśmy czy nie?
Historia dyplomacji to taki przedmiot, który jest ciekawy tylko wtedy, gdy omawiany jest okres po XVIII w. "Czy doktryna Monroe oraz zderzenie idealizmu Wilsona z realizmem Roosevelta nadal są podstawą amerykańskiego stosunku do świata?".
Wnioski: Rosjanie przez ponad 50 lat wierzyli, że w ich sklepach są puste półki, bo muszą pomagać biednym sąsiadom: Rumunii, Czechosłowacji i Polsce. Amerykanie prawie 100 lat narzucają światu swoją wolę, bo wierzą, że biedne i zacofane kraje same nie trafią na drogę demokracji i poszanowania praw człowieka.
Monika pyta jeszcze:
- Ale chyba lepiej mieć narzuconą wolność niż nie mieć jej w ogóle, prawda?
Sprawa wydaje się być oczywista.
Stryj taty Moniki wyjechał do USA jeszcze przed I wojną światową.
- Dzięki pieniądzom od niego twój dziadek mógł zbudować nasz dom. Dzięki rodzinie stryja mogliśmy dwadzieścia lat temu kupić traktor. Rodzina stryja przyjęła w Ameryce twoją matkę. To dzięki Ameryce żyją nasi sąsiedzi i inne chłopskie rodziny w sąsiednich wioskach. Dzięki temu, że mama jest w USA nasza rodzina może normalnie żyć.
Monika nie wie, dlaczego ojciec jej o tym wszystkim mówi. Czyżby nadszedł czas refleksji?
- Mama za dwa tygodnie wraca do Polski.
- To chyba dobrze, nie?
- A za miesiąc wszyscy razem lecimy do Ameryki. Mama pisze, że będziesz tam mogła studiować.
- A ziemia?!
- Trzeba w miesiąc wszystko sprzedać. Dość już tych upokorzeń.
- A Polska!?
- Tam tyle samo Polaków, co i tu. Tylko kraj większy. Tam jest nasza przyszłość.
Autobus zaplanowany w rozkładzie jazdy na 7.45 rzadko przyjeżdża punktualnie. Lubelskie MPK raczej kiepsko funkcjonuje. Dlatego Monika woli się przejść. Z akademika na uczelnię nie jest daleko. Najwyżej jakieś dziesięć minut drogi. Wychodząc kwadrans przed wykładem, ma się jeszcze czas na pacierz u kapucynów.
Monika po drugim roku politologii wybrała kierunek stosunki międzynarodowe. Tam najtrudniej się dostać, bo jest najwyższy poziom. Ale kiedy już się na nim studiuje, jest to powód do dumy. Ale ta duma to nie pycha. To wykorzystane szanse. Ale w razie czego warto jeszcze wejść na chwilę do kapucynów. Akurat powinno się kończyć poranne nabożeństwo...
Pierwsze ćwiczenia odbywają się po angielsku. Zajęcia prowadzi Belg, od dwóch lat wykładający w Polsce historię funkcjonowania Unii Europejskiej. Słusznie przewidywał, że unijna polityka rolna wywoła emocje wśród studentów.
- W Polsce jest za dużo rolników i trzeba coś z nimi zrobić - twierdzi. Dyskusja zaczyna się od sloganów.
- Polscy chłopi są przywiązani do ziemi. Problemem jest mentalność. Riposty padają szybko, bez zbędnych uzasadnień.
- Problemem jest też Radio Maryja, które sieje strach.
Monika w końcu zabiera głos. Te zajęcia po angielsku dają jej jedyną szansę powiedzenia czegokolwiek, bo w czasie zajęć po polsku chłopcy ją zakrzyczą. A tu jej słuchają, bo świetnie zna angielski.
- Ja jestem ze wsi i znam tamtejsze realia. Mój ojciec, choćby mu płacili za to, by nie produkował, on i tak zaorze i zasieje. Jego zdaniem, ziemia bez ludzi dziczeje. Ale to nieprawda, że pójdzie tam, gdzie Lepper mu każe. Protestuje wtedy, gdy za ciężką pracę nie dostaje pieniędzy - mówi. Napięcie sięga zenitu. Żal do "ciemnych" rolników bierze górę.
- Dlaczego dzieci chłopów częściej dostają akademiki i stypendia socjalne?
- Jeśli wieś jest taka biedna i na edukację potrzebuje jakiegoś specjalnego programu, potrzebuje specjalnych pieniędzy z budżetu czy z unii, to skąd ty masz na studiowanie?
- Moja mama jest w Stanach Zjednoczonych.
Cisza. Dyskusja poszła za daleko. Wszyscy to poczuli.
Proseminarium z geopolityki jest burzliwe. Tym bardziej że temat jest atrakcyjny: "'Wielka szachownica'" Zbigniewa Brzezińskiego". Dyskusja ma charakter akademicki. To przybliża się, to znów oddala od głównego problemu.
- Jak sugeruje tytuł książki, Amerykanie rozstawiają pionki na szachownicy. Szachownica to światowy układ sił, a pionki to państwa.
- To prawda, że Amerykanie rozstawili pionki, ale pionkami nie są państwa, lecz argumenty grających stron. Stronami są światowe mocarstwa. A ponieważ Stany Zjednoczone są w tej chwili jedynym supermocarstwem, nie mają z kim owej partii szachów rozegrać.
Prowadzący zajęcia zaczyna rozdzielać głosy. Zbyt wielu ma coś do powiedzenia.
- Nie wiem, czy koledzy odnotowali, że teraz w szachy gra się z komputerem. Jest to więc realny pojedynek z wirtualnym przeciwnikiem. Z przeciwnikiem, którego się zaprogramowało. Wygląda to dość paranoicznie... - Amerykanie dominują nad światem. Bardzo szybko przystosowali się do monopolistycznego układu sił. Okazało się jednak, że ta hegemonia kosztuje. Problem polega na tym, by - zachowując twarz i interesy przynoszące zyski na całym świecie - zredukować koszty bycia supermocarstwem.
- Trzeba też pamiętać o hedonizmie, który szerzy się w USA. Brzeziński słusznie przestrzega Amerykanów przed nadmiernym hołdowaniem własnej przyjemności.
- O przepraszam. Ja nie uważam, że wypoczynek i konsumpcja tego, co w pocie czoła samemu się wypracowało, są czymś złym. Ja w przyszłości tak właśnie chciałbym żyć. Mam nadzieję, że Unia Europejska mi to umożliwi.
- Strategiczna przyszłość Unii Europejskiej to silna, scentralizowana oś czterech państw: Francji, Niemiec, Polski i Ukrainy. W tym wypadku Brzeziński może mieć rację jedynie wtedy, gdy unia stanie w obliczu realnego zagrożenia zewnętrznego. W innym przypadku żaden jej członek nie zrezygnuje z cząstki swej suwerenności.
Monika wtrąca swoje trzy grosze:
- A kto może Europie zagrozić? Chiny?
W porównaniu z poranną jazdą powrót autobusem wydaje się o niebo lepszy. Monika jedzie do domu, do innego świata. Myśl o wspólnym posiłku z tatą i braćmi jest o wiele przyjemniejsza od nawet najbardziej konstruktywnej dyskusji na uczelni. Tato jak zwykle czeka na przystanku. Co prawda widzieli się rano, lecz Monice zdaje się, że od tego czasu minęły wieki. Wróciła przecież z dalekiej podróży po świecie pełnym "globalnych problemów", "wspólnych interesów", "cywilizacyjnych różnic". Wróciła do domu. Do domu takiego samego od lat. Domu, którego "turbulentne środowisko międzynarodowe" w ogóle nie obejmuje. Na szczęście. Jedyną cechą wspólną tych dwóch światów jest powitalna "wymiana not dyplomatycznych".
- Co w domu?
- W porządku. A w szkole?
- Też.
Na zajęciach z międzynarodowych stosunków politycznych omawia się elementy międzynarodowego prawa publicznego, teorię stosunków międzynarodowych i historię instytucji międzynarodowych. Na zakończenie zajęć dyskusja.
- Kto zastąpi USA na pozycji światowego mocarstwa?
- W dziedzinie ekonomii Stany Zjednoczone ścigają się z Unią Europejską i Japonią. W dziedzinie ideologii i kultury rywalizują z Japonią i Chinami. Militarnie zaś ścigają się z Chinami i Rosją. Amerykanie cały czas utrzymują jednak pozycję lidera.
Prowadzący chce zakończyć ćwiczenia pytaniami retorycznymi.
- Czy Unia Europejska nie jest przypadkiem za młoda, by zająć miejsce USA? Czy nie jest tak, że Unia Europejska nie może się obyć bez Stanów Zjednoczonych?
- Po części zgoda. Są kraje, którym ze względu na pamięć o historii bliżej jest do Waszyngtonu niż do Brukseli. Mam na myśli Wielką Brytanię i chociażby Polskę. Ale na razie większość inicjatyw europejskich wychodzi od Francuzów, a ci Amerykanów najchętniej zamknęliby za Atlantykiem. To nie współgra z polską racją stanu.
Wieczorem w domu Monika pyta ojca, po co mama jeszcze w tej Ameryce siedzi. Przecież na chleb mają z pracy na roli. Tato jednak nie chce o tym rozmawiać. Woli pogadać o czymś neutralnym. Na przykład o szkole córki.
- Czego wy się tam właściwie teraz uczycie? Myślałem, że jakimś politykiem będziesz albo w gazecie będziesz pracować...
- Teraz dużo nam mówią o Unii Europejskiej...
Ojciec przestaje się uśmiechać. Nie spyta przecież córki o to, co ma myśleć o unii. Każdy mówi co innego. Chłopy na spotkaniach Samoobrony klną na niemieckie cła. No i po co. Przecież nic do tych Niemiec nie wożą. W Radiu Maryja mówią, że w unii nie chodzi się do kościoła. Co innego mówił arcybiskup Życiński w czasie mszy w katedrze w Lublinie, kiedy latem całą rodziną pojechali na wycieczkę do ogrodu botanicznego i do muzeum wsi lubelskiej. A w telewizji mówią takie rzeczy, których nikt nie rozumie. W końcu jednak przełamuje się.
- To my już w tej unii jesteśmy czy nie?
Historia dyplomacji to taki przedmiot, który jest ciekawy tylko wtedy, gdy omawiany jest okres po XVIII w. "Czy doktryna Monroe oraz zderzenie idealizmu Wilsona z realizmem Roosevelta nadal są podstawą amerykańskiego stosunku do świata?".
Wnioski: Rosjanie przez ponad 50 lat wierzyli, że w ich sklepach są puste półki, bo muszą pomagać biednym sąsiadom: Rumunii, Czechosłowacji i Polsce. Amerykanie prawie 100 lat narzucają światu swoją wolę, bo wierzą, że biedne i zacofane kraje same nie trafią na drogę demokracji i poszanowania praw człowieka.
Monika pyta jeszcze:
- Ale chyba lepiej mieć narzuconą wolność niż nie mieć jej w ogóle, prawda?
Sprawa wydaje się być oczywista.
Stryj taty Moniki wyjechał do USA jeszcze przed I wojną światową.
- Dzięki pieniądzom od niego twój dziadek mógł zbudować nasz dom. Dzięki rodzinie stryja mogliśmy dwadzieścia lat temu kupić traktor. Rodzina stryja przyjęła w Ameryce twoją matkę. To dzięki Ameryce żyją nasi sąsiedzi i inne chłopskie rodziny w sąsiednich wioskach. Dzięki temu, że mama jest w USA nasza rodzina może normalnie żyć.
Monika nie wie, dlaczego ojciec jej o tym wszystkim mówi. Czyżby nadszedł czas refleksji?
- Mama za dwa tygodnie wraca do Polski.
- To chyba dobrze, nie?
- A za miesiąc wszyscy razem lecimy do Ameryki. Mama pisze, że będziesz tam mogła studiować.
- A ziemia?!
- Trzeba w miesiąc wszystko sprzedać. Dość już tych upokorzeń.
- A Polska!?
- Tam tyle samo Polaków, co i tu. Tylko kraj większy. Tam jest nasza przyszłość.
Autobus zaplanowany w rozkładzie jazdy na 7.45 rzadko przyjeżdża punktualnie. Lubelskie MPK raczej kiepsko funkcjonuje. Dlatego Monika woli się przejść. Z akademika na uczelnię nie jest daleko. Najwyżej jakieś dziesięć minut drogi. Wychodząc kwadrans przed wykładem, ma się jeszcze czas na pacierz u kapucynów.
Więcej możesz przeczytać w 30/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.