– Najważniejsze są stosunki polityczne i sojusznicze. Ale one są dobre. Teraz istotną sprawą dla Polski jest poprawa stosunków we współpracy gospodarczej i zniesienie wiz – tak o priorytetach polskiej polityki wobec USA w kontekście zakończonej właśnie wizyty Bronisława Komorowskiego w Stanach Zjednoczonych mówi w rozmowie z Wprost24 były marszałek Senatu i amerykanista prof. Longin Pastusiak.
Paweł Sikora, Wprost24: Baracka Obama zapowiada, że zniesienie wiz dla Polaków jest dla niego priorytetem. Jak należy traktować tę deklarację?
Longin Pastusiak: Ta wypowiedź jest małym krokiem do przodu w stosunku do oświadczenia Georga W. Busha, który wyraził kiedyś zaskoczenie, że Polacy takiej wizy w ogóle potrzebują. Musimy jednak pamiętać, że jeżeli poziom odmów (przyznania wniosków wizowych – przyp. red.) spada poniżej 3 proc., to automatycznie wizy są znoszone. Polska miała w zeszłym roku około 9 proc. tych odmów, a w 2002 było to aż 36 proc. Postęp jest więc widoczny. Możliwe, że wkrótce spełnimy wymogi i USA zniosą wobec nas wizy automatycznie.
A jak ocenia pan wizytę Bronisława Komorowskiego w USA?
Pozytywnie, bo świadczy ona o tym, że kanały dialogu na najwyższym szczeblu polsko-amerykańskim są nadal otwarte. Co do rezultatów, to było mało konkretów a dużo obietnic. Obama zapewnił nas przecież nie tylko w kwestii wiz, ale także obiecał m.in., że amerykańskie myśliwce F-16 będą stacjonowały w Polsce. Poczekajmy jednak na konkrety.
Nie obawia się pan, że z samolotami będzie tak, jak z rakietami Patriot i tarczą antyrakietową? W 2008 roku Amerykanie też składali obietnice…
Ta obietnica leży w sferze symbolicznej. Nam nikt nie zagraża, nie stoimy w obliczu niebezpieczeństwa. To, co nas faktycznie zabezpiecza, to członkostwo w NATO i art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, zawierający zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego".
Wróćmy jeszcze do samej wizyty prezydenta, a właściwie do tego, co ją poprzedziło. Doradca Bronisława Komorowskiego Roman Kuźniar powiedział, że jadąc do USA będziemy „szydzić z reżimu wizowego tego kraju". To chyba nie do końca trafna wypowiedź przed wizytą w USA…
Zgadza się, to nie jest szczególnie zręczna wypowiedź. Samo szydzenie i ośmieszanie nie wystarczy. Trzeba uzasadniać to merytorycznie. Amerykanie cenią sobie sojusznika, który wie, na czym polegają interesy i potrafi ich bronić argumentami.
Na niezręcznej wypowiedzi Romana Kuźniara się jednak nie skończyło, bo już w USA prezydent Bronisław Komorowski stwierdził, że „szlag trafił jedną trzecią potencjału sympatii Polaków do Ameryki".
Myślę, że prezydent Komorowski słusznie, ośmieszył USA mówiąc o pytaniach, na które musiał odpowiadać składając wniosek wizowy (polski prezydent musiał udzielić odpowiedzi m.in. na pytanie czy trudnił się prostytucją i czy był terrorystą). To są kompromitujące rzeczy i nie należy pytać o nie prezydenta.
Jaka powinna być agenda polskiej polityki wobec USA. Wizy są priorytetem?
Sprawa wiz dotyczy milionów Polaków, a rząd ma obowiązek bronić ich interesów, zwłaszcza, że wiele krajów, w tym nasi sąsiedzi jak np. Słowacja, tych wiz mieć nie musi. Amerykanie poklepują nas po ramieniu, a z drugiej strony nie kwapią się do rozszerzenia kontaktów w ruchu osobowym.
Powinniśmy dostać wizy za lojalność wobec sojusznika?
Oczywiście, że nie. Musimy spełnić określone warunki. Samą lojalnością niczego nic nie zyskamy. Na pewno jednak tematu tego nie należy porzucać, bo dotyczy on bardzo wielu Polaków.
A więc jest to priorytet?
Najważniejsze są stosunki polityczne i sojusznicze. Ale one są dobre. Teraz istotną sprawą dla Polski jest poprawa stosunków we współpracy gospodarczej i właśnie wizy. Z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych są jeszcze inne sprawy, jak np. naruszanie przez Polskę własności intelektualnej, o którą nas oskarżają. Z kolei dla nas ważną kwestią jest zwiększenie pomocy USA w rozwoju polskich sił zbrojnych. Dziś pomoc ta jest niewielka - innym krajom Stany oferują znacznie więcej. Ważne jest również to, aby rozwijały się też nasze stosunki gospodarcze, bo Stany Zjednoczone znajdują się dopiero na 17. miejscu na liście partnerów gospodarczych Polski.
Longin Pastusiak: Ta wypowiedź jest małym krokiem do przodu w stosunku do oświadczenia Georga W. Busha, który wyraził kiedyś zaskoczenie, że Polacy takiej wizy w ogóle potrzebują. Musimy jednak pamiętać, że jeżeli poziom odmów (przyznania wniosków wizowych – przyp. red.) spada poniżej 3 proc., to automatycznie wizy są znoszone. Polska miała w zeszłym roku około 9 proc. tych odmów, a w 2002 było to aż 36 proc. Postęp jest więc widoczny. Możliwe, że wkrótce spełnimy wymogi i USA zniosą wobec nas wizy automatycznie.
A jak ocenia pan wizytę Bronisława Komorowskiego w USA?
Pozytywnie, bo świadczy ona o tym, że kanały dialogu na najwyższym szczeblu polsko-amerykańskim są nadal otwarte. Co do rezultatów, to było mało konkretów a dużo obietnic. Obama zapewnił nas przecież nie tylko w kwestii wiz, ale także obiecał m.in., że amerykańskie myśliwce F-16 będą stacjonowały w Polsce. Poczekajmy jednak na konkrety.
Nie obawia się pan, że z samolotami będzie tak, jak z rakietami Patriot i tarczą antyrakietową? W 2008 roku Amerykanie też składali obietnice…
Ta obietnica leży w sferze symbolicznej. Nam nikt nie zagraża, nie stoimy w obliczu niebezpieczeństwa. To, co nas faktycznie zabezpiecza, to członkostwo w NATO i art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, zawierający zasadę „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego".
Wróćmy jeszcze do samej wizyty prezydenta, a właściwie do tego, co ją poprzedziło. Doradca Bronisława Komorowskiego Roman Kuźniar powiedział, że jadąc do USA będziemy „szydzić z reżimu wizowego tego kraju". To chyba nie do końca trafna wypowiedź przed wizytą w USA…
Zgadza się, to nie jest szczególnie zręczna wypowiedź. Samo szydzenie i ośmieszanie nie wystarczy. Trzeba uzasadniać to merytorycznie. Amerykanie cenią sobie sojusznika, który wie, na czym polegają interesy i potrafi ich bronić argumentami.
Na niezręcznej wypowiedzi Romana Kuźniara się jednak nie skończyło, bo już w USA prezydent Bronisław Komorowski stwierdził, że „szlag trafił jedną trzecią potencjału sympatii Polaków do Ameryki".
Myślę, że prezydent Komorowski słusznie, ośmieszył USA mówiąc o pytaniach, na które musiał odpowiadać składając wniosek wizowy (polski prezydent musiał udzielić odpowiedzi m.in. na pytanie czy trudnił się prostytucją i czy był terrorystą). To są kompromitujące rzeczy i nie należy pytać o nie prezydenta.
Ale czy głowa państwa powinna używać w czasie oficjalnej wizyty określeń typu „szlag trafił"?
To wyrażenie kolokwialne, ale fakt jest taki, że konieczność wypełniania kwestionariusza wizowego nie przyczynia się do poprawy wizerunku USA w Polsce. Mimo to pokłady sympatii do tego kraju i tak są u nas wysokie.Jaka powinna być agenda polskiej polityki wobec USA. Wizy są priorytetem?
Sprawa wiz dotyczy milionów Polaków, a rząd ma obowiązek bronić ich interesów, zwłaszcza, że wiele krajów, w tym nasi sąsiedzi jak np. Słowacja, tych wiz mieć nie musi. Amerykanie poklepują nas po ramieniu, a z drugiej strony nie kwapią się do rozszerzenia kontaktów w ruchu osobowym.
Powinniśmy dostać wizy za lojalność wobec sojusznika?
Oczywiście, że nie. Musimy spełnić określone warunki. Samą lojalnością niczego nic nie zyskamy. Na pewno jednak tematu tego nie należy porzucać, bo dotyczy on bardzo wielu Polaków.
A więc jest to priorytet?
Najważniejsze są stosunki polityczne i sojusznicze. Ale one są dobre. Teraz istotną sprawą dla Polski jest poprawa stosunków we współpracy gospodarczej i właśnie wizy. Z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych są jeszcze inne sprawy, jak np. naruszanie przez Polskę własności intelektualnej, o którą nas oskarżają. Z kolei dla nas ważną kwestią jest zwiększenie pomocy USA w rozwoju polskich sił zbrojnych. Dziś pomoc ta jest niewielka - innym krajom Stany oferują znacznie więcej. Ważne jest również to, aby rozwijały się też nasze stosunki gospodarcze, bo Stany Zjednoczone znajdują się dopiero na 17. miejscu na liście partnerów gospodarczych Polski.