"W Polsce mieliśmy bojowników o demokrację, więźniów politycznych, działaczy opozycji podziemnej. I w konsekwencji nierzadko sprzeciw samotnych dodawał otuchę i energię do działania tysiącom innych, a w końcu doprowadzał do zmian. Tak może stać się i w Rosji. Nasz największy sąsiad z pewnością może stać się państwem demokratycznym i praworządnym, skoro tak wielu ludzi staje w pana obronie. My, Polacy, prawnicy, dziennikarze, naukowcy, studenci, działacze organizacji pozarządowych stoimy na stanowisku, że Rosja nie może zostać wolnym i demokratycznym krajem tak długo, jak więzić będzie osoby za ich poglądy i sprzeciw wobec panującej władzy" - napisano w liście. List ma zostać wysłany do Chodorkowskiego za pośrednictwem jego biura prasowego.
Pod koniec października prokuratorzy zażądali po 14 lat łagru dla Chodorkowskiego i Lebiediewa. Prokuratura Generalna Rosji oskarżyła ich o to, że - działając w zorganizowanej grupie przestępczej - w 1998 roku zagarnęli, a następnie zalegalizowali akcje spółki Wostocznaja Nieftianaja Kompania (WNK) na sumę 103,5 mln dolarów. Natomiast w latach 1998-2003 jakoby przywłaszczyli sobie prawie 350 mln ton ropy naftowej należącej do kilku spółek-córek Jukosu, a także wyprali w sumie równowartość 21 miliardów dolarów. Obaj biznesmeni od maja 2005 roku odbywają już kary po 8 lat łagru za rzekome oszustwa podatkowe i uchylanie się od płacenia podatków. Prokurator Walerij Łachtin wniósł o zaliczenie im na poczet nowych kar okresu, jaki upłynął od ich aresztowania w 2003 roku. Oznacza to, że jeśli Sąd Rejonowy w Moskwie przychyli się do wniosku oskarżycieli, Chodorkowski i Lebiediew wyjdą na wolność w 2017 roku.
Nowy proces Chodorkowskiego i Lebiediewa trwa od marca 2009 roku. W charakterze świadków obrony wystąpili na nim m.in. były premier Michaił Kasjanow, były prezes Centralnego Banku Rosji Wiktor Gieraszczenko, były minister gospodarki, a obecnie prezes największego banku detalicznego w Rosji, Sbierbanku, German Gref oraz obecny minister przemysłu i handlu Wiktor Christienko. Wszyscy zgodnie zeznali, że takie same praktyki, jak w Jukosie, były też stosowane w innych koncernach naftowych Rosji. Oświadczyli również, że nie słyszeli o kradzieży w Rosji ropy naftowej na taką skalę, choć powinni byli o tym wiedzieć z racji urzędów, jakie pełnili. Sami podsądni dowodzili, że nie jest fizycznie możliwe zagarnięcie takiej ilości ropy. Chodorkowski i Lebiediew konsekwentnie odpierają wszystkie wysunięte wobec nich zarzuty, uważając je za sfabrykowane i politycznie umotywowane.
PAP, arb