Niaklajeu, którego wystąpienia wyborcze w radiu i telewizji należały do najbardziej wyrazistych i przekonujących podkreśla, że opozycja jest odcięta od mediów i nie ma możliwości kontaktu z wyborcami. Choć sam proponował, by w geście protestu wszyscy kandydaci wycofali się z wyborów, pozostawiając Łukaszenkę jako jedynego kandydującego, teraz przyznaje: - O tym dowie się pięć, dziesięć tysięcy ludzi, ale pozostali przyjdą i zagłosują tak, jakby nic się nie stało. Opozycja nie ma, oprócz protestu, innego sposobu na informowanie ludzi o swoich decyzjach.
Szef sztabu Niaklajeu Andrej Dźmitryjeu mówi, że opozycja ma różne scenariusze działań, zależnie od tego, ile osób przyjdzie na Plac Październikowy w Mińsku 19 grudnia o godz. 20. Opozycja będzie żądać dostępu do mediów, będzie się starać rozszerzać protest, chciałaby, by doprowadził on do negocjacji z władzami. Dźmitryjeu ocenia, że w przededniu tegorocznych wyborów opozycja białoruska po raz pierwszy rozumie, że nie ma poparcia partnerów w UE i USA. - W 2006 roku takie poparcie było niewątpliwe, tym razem toczą się pewne dyskusje - mówi Dźmitryjeu. Jego zdaniem, Alaksandr Łukaszenka zabiega teraz o dialog z Unią Europejską, ponieważ wie, że kolejnego konfliktu z Rosją nie uda się uniknąć. - Nie mogę powiedzieć, że my teraz polegamy na Unii Europejskiej i USA. Teraz polegamy na ludziach, którzy przyjdą na plac - może to coś zmieni - dodaje szef sztabu opozycyjnego kandydata.
PAP, arb