Jak przypomina dziennik, "przed sześcioma tygodniami niemiecki minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle oraz jego polski kolega Radosław Sikorski pojechali do Mińska, by nalegać na uczciwy przebieg wyborów oraz zabiegać o zbliżenie Białorusi z Zachodem. Społeczeństwo zobaczyło jednak w telewizji państwowej niewiele więcej niż przyjazne uściski dłoni, które podniosły ocenę Łukaszenki".
"Oczywiście jest słuszne, że Zachód próbuje zachęcać do demokratycznych reform. Możliwości UE wpływania na Łukaszenkę są jednak bardzo ograniczone. Dlatego należało też dokładnie przemyśleć, czy tego rodzaju wysokiej rangi wizyta ma szanse na powodzenie. W końcu po raz pierwszy od 15 lat niemiecki minister spraw zagranicznych zaszczycił białoruskiego prezydenta. Autorytarne reżimy wiedzą, jak wykorzystać tego rodzaju ważną wizytę z Zachodu" - ocenia niemiecki dziennik.
Zdaniem komentatora gazety, wydaje się, że "przede wszystkim Niemcy i Polska zbyt pośpiesznie zareagowały, gdy w minionych miesiącach pogorszył się ton pomiędzy Mińskiem a jego sojusznikami w Moskwie". "Najwyraźniej Westerwelle i jego kolega uznali to za wskazówkę, że także rosyjskim przywódcom zależy na tym, by na Białorusi zapanowały demokratyczne warunki i razem z Zachodem będą wywierać na to presję. W sporze między Mińskiem a Moskwą chodziło jednak o ceny ropy i unię celną. Rosja ma jasne imperialne interesy na Białorusi. Budowa demokracji na pewno do nich nie należy" - pisze "FTD".
Według gazety, "każda nadzieja, że Łukaszenka pozwoli na demokratyczną wiosnę, jest nonsensem". "Unia powinna utrzymać sankcje wobec Mińska i ograniczyć kontakty. Protesty w Mińsku pokazują jednak, że istnieje tam niestrudzone, rozwijające się społeczeństwo obywatelskie. Im więcej wsparcia otrzyma poprzez stypendia, programy wymiany i podobne działania, tym bardziej prawdopodobna jest szansa na zmianę na Białorusi" - dodaje "Financial Times Deutschland".
PAP