Ash sądzi, iż unijna oferta złożona Łukaszence przez ministrów spraw zagranicznych Polski i Niemiec Radosława Sikorskiego i Guido Westerwellego - wolne wybory w zamian za pomoc w wysokości 3 mld euro i zacieśnienie współpracy - była ryzykowna z założenia, lecz usprawiedliwiona przez okoliczności, w których została złożona.
O jej odrzuceniu przesądziła - jak pisze historyk - "chłodna, neoleninowska ocena podstaw, na których opiera się reżim Łukaszenki", a także zmiana frontu przez Rosję. Nie kryjąca wcześniej niezadowolenia z rządów Łukaszenki Moskwa na 10 dni przed wyborami zgodziła się zaopatrywać go w ropę naftową po preferencyjnych cenach. W zamian za to Łukaszenka przystał na warunki tzw. Wspólnej Przestrzeni Gospodarczej wraz z Rosją i Kazachstanem.
Według Asha, represje były zaplanowane z góry bez względu na skalę i przebieg wiecu protestacyjnego opozycji. Kandydat opozycji Uładzimir Niaklajeu został pobity przed wiecem, a po to, by stworzyć pretekst do siłowej rozprawy prowokatorzy wybijali okna w rządowych budynkach.
"Dlaczego jednak rozprawa z opozycją musiała być aż tak brutalna?" - pyta Ash. W odpowiedzi cytuje to, co powiedział mu Andrej Dynko wydawca tygodnika "Nasza Niwa": "Z punktu widzenia władz poziom strachu w narodzie w ostatnich latach względnej liberalizacji obniżył się alarmująco, dlatego społeczeństwu trzeba było dać nauczkę. Narodowy strach musi być zawsze wyższy niż narodowy dług" - sądzi Dynko.pap