Zdaniem prezydenta, to właśnie podziały opinii publicznej w Korei Południowej po ataku północnokoreańskiej łodzi podwodnej na południowokoreański okręt wojenny w marcu (zginęło 46 marynarzy), zachęciły Phenian do niedawnego ostrzelania południowokoreańskiej wyspy. - Północ nie ośmieli się rzucić nam wyzwania kiedy wykażemy niewzruszoną solidarność - powiedział Li Miung Bak.
Prezydent Korei Południowej zaostrzył swą retorykę wymierzoną przeciwko Phenianowi po tegorocznych dwóch północnokoreańskich atakach, które spowodowały wzrost napięcia na Półwyspie Koreańskim nie notowany od zakończenia wojny koreańskiej w 1953 r. Oba państwa pozostają formalnie nadal w stanie wojny bowiem krwawy konflikt zakończył się jedynie zawieszeniem broni. Reuters zauważa, że wcześniej Li Miung Bak był w swoim kraju ostro krytykowany za niezdecydowanie i małą skuteczność.
Phenian zagroził w ubiegłym tygodniu "świętą wojną" z użyciem broni nuklearnej. Li Miung Bak zapowiedział natomiast "bezlitosny kontratak" po jakiejkolwiek nowej prowokacji militarnej z Północy.
zew, PAP