Nad reformą emerytalną pracowało kilka zespołów. Latem ubiegłego roku minister Rostowski i minister pracy Jolanta Fedak przedstawili wspólny projekt zmian polegający m.in. na ograniczeniu lub nawet zawieszeniu na kilka lat przekazywania składek do OFE, możliwości wybierania środków zgromadzonych w OFE po przejściu na emeryturę i przeznaczenia ich na dowolny cel oraz możliwości wyjścia z OFE lub nieprzystępowania do nich przez osoby rozpoczynające pracę.
Natomiast jesienią 2010 r. zespół pracujący pod kierownictwem Boniego przygotował własny projekt założeń zmian do ustawy o organizacji i funkcjonowaniu OFE. Przewidywały one m.in. wprowadzenie tzw. subfunduszy A (inwestujących dynamicznie, głównie w akcje) i subfunduszy C (tzw. bezpiecznych, inwestujących przede wszystkim w obligacje). Wśród innych propozycji było obniżenie opłat pobieranych przez OFE od składek z obecnych 3,5 proc. do 2,3 proc., a od 2012 r. do 2 proc. oraz likwidacja od 1 stycznia 2014 r. akwizycji na rzecz OFE. Po dalszych pracach, 30 grudnia ubiegłego roku premier Donald Tusk przedstawił założenia rządowego pomysłu reformy. Rząd planuje, że od początku kwietnia obecna składka do OFE, wynosząca 7,3 proc. zarobków brutto, zostanie podzielona.
Fundusze dostaną początkowo 2,3 proc., docelowo - w 2017 r. - 3,5 proc. Reszta składki ma trafiać na indywidualne konto, zarządzane przez ZUS. Według rządu, dzięki tym działaniom dług publiczny nie przekroczy 55 proc. PKB i - jak w zeszłym tygodniu mówił w Sejmie premier Donald Tusk - uchroni to Polaków przed "bolesnymi cięciami".pap, ps