Duch odpowiedzialności Barroso
Barroso tłumaczył, że podwyższenie funduszu będzie "jasnym zobowiązaniem, jak ważna jest dla nas stabilność strefy euro". Apelował, by "w duchu odpowiedzialności i świadomości, że to pilna sprawa", decyzję podjęli już szefowie państw i rządów na najbliższym szczycie UE 4 lutego. Może to być trudne, zważywszy że propozycję KE odrzuciły w środę dwie największe gospodarki strefy euro i najwięksi kontrybutorzy mechanizmu: Niemcy i Francja. - Nie jest ani rozsądne, ani konieczne dyskutowanie o poszerzeniu funduszu - powiedział rzecznik kanclerz Angeli Merkel, Steffen Seibert. Dodał, że przecież obecne rezerwy "są dalekie od wyczerpania", i wezwał do "spokoju" w debacie.
Rzecznik rządu w Paryżu Francois Baroin powiedział, że w obecnej formie fundusz "ma wystarczająco duże środki, by odpowiedzieć na zapotrzebowanie takiego czy innego kraju". Apele KE uznał za "głos w debacie" i zaznaczył, że podniesienia funduszu nie ma w porządku obrad żadnego z najbliższych spotkań ministrów w Brukseli.
Wcześniej unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych Olli Rehn napisał w dzienniku "Financial Times", że unijni ministrowie finansów powinni już w przyszłym tygodniu rozważyć wzmocnienie rzeczywistego potencjału pożyczkowego, jaki oferuje fundusz stabilizacyjny, i uczynić go bardziej elastycznym, co podziałałoby uspokajająco na rynki finansowe. - Dyskusje trwają i posuwają się naprzód - zapewnił Rehn.
Belgia: 100 proc. długu
Istniejący fundusz (do którego trzeba doliczyć 60 mld euro kredytów gwarantowanych unijnym budżetem oraz 250 mld euro wsparcia z Międzynarodowego Funduszu Walutowego) okazałby się pewnie niewystarczający, gdyby wsparcie finansowe okazało się potrzebne Portugalii, a później Hiszpanii, Włochom czy Belgii - krajom wymienianym przez analityków jako potencjalne ofiary zarażenia się kryzysem zadłużenia. Belgia, która ma dług sięgający 100 proc., opowiada się za mechanizmem, który nie jest ograniczony finansowo.
Choć ostatnie emisje portugalskich obligacji udały się zaskakująco dobrze, za pierwszy kolejny kraj potrzebujący wsparcia uważana jest Portugalia. Usiłując uspokoić rynki finansowe i odzyskać zaufanie wierzycieli, rząd w Lizbonie zapewnia, że nie potrzebuje pomocy. Także Komisja Europejska mówi, że nie są w tej sprawie prowadzone żadne rozmowy. W środę Barroso gratulował Portugalii deficytu budżetowego w ubiegłym roku w wysokości 7,3 proc. PKB, który był niższy od spodziewanego. W 2011 r. dzięki drastycznym cięciom i oszczędnościom ma on być zmniejszony do 4,6 proc.
zew, PAP