Skutecznie zagłuszali prezentację polskich zawodników i a capella odśpiewali swój hymn. Tym razem sympatycy biało-czerwonych nie mieli szans.
Na początku obie drużyny miały rozregulowane celowniki. Po golu Karola Bieleckiego, drugiego w szóstej minucie dorzucił Bartłomiej Jaszka. Polska prowadziła 2:0 i ... stanęła.
Rytm złapali rywale i do 11 minuty zdobyli 7 goli z rzędu. Duńczycy uszczelnili obronę, a rzuty biało-czerwonych z dystansu były łatwe do rozszyfrowania. W bramce świetnie spisywał się Miklas Landin Jakobsen (obronił 15 rzutów w pierwszej połowie), a w ataku grali jak uskrzydleni.
Na trzecią bramkę (autorstwa Jaszki) polscy kibice musieli czekać do 13 minuty. Trener Bogdan Wenta próbował dokonywać zmian, ale nie przynosiło to pożądanego efektu.
W 21. min. sędzia nie uznał bramki dla Polski, bo nie zauważył, że piłka całym obwodem przekroczyła linię bramkową. W odpowiedzi Duńczycy przeprowadzili udaną kontrę i wygrywali 11:5. Do przerwy niewiele się zmieniło. Wenta rotacyjnie wpuścił na boisko prawie wszystkich zawodników, ale i tak do szatni jego podopieczni schodzili przegrywając 9:15.
W drugiej połowie drużyny poszły na wymianę ciosów. Od 33 minuty bramki sypały się jak z rogu obfitości. W ciągu sześciu minut rzucono 11 goli, ale Duńczycy nadal prowadzili 20:15. W tym czasie wyróżnił się Jurkiewicz, którym swoimi udanymi zagraniami podrywał kolegów do walki.
W 43. min. przy stanie 17:20 Tomasz Tłuczyński nie wykorzystał karnego, a Skandynawowie w odpowiedzi zaliczyli dwa trafienia i potem długo pilnowali 4-5-bramkowej przewagi.
Polacy jednak nie rezygnowali i małymi kroczkami konsekwentnie próbowali odrabiać straty. W 54. min. było już tylko 23:25. Na ławce trenerskiej wrzało, aż trener Wenta dostał żółtą kartkę.
Znowu gra się toczyła gol za gol. Bardzo dobrze bronił Piotr Wyszomirski, który w końcówce zastąpił Sławomira Szmala, ale dwubramkowa przewaga utrzymywała się. Dwie minuty przed końcową syreną było 26:28, ale Polacy stracili piłkę i na odrobienie strat zabrakło czasu. Wynik ustalił 20 sekund przed końcem Mariusz Jurkiewicz.
pap, em