Kampania wyborcza przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi już się zaczęła. I wszystko wskazuje na to, że będzie ona brutalna, prowadzona bez żadnych skrupułów. Główni aktorzy na polskiej scenie politycznej - Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska skoncentrują się na wyjaśnianiu katastrofy smoleńskiej. Inne zagadnienia, sprawy społeczne i ekonomiczne, zejdą na plan dalszy.
Osią kampanii będzie najprawdopodobniej kłamstwo smoleńskie, a właściwie kłamstwo o kłamstwie. Jarosław Kaczyński już wie, że mit Lecha Kaczyńskiego nie przyjmuje się w społeczeństwie. Większość Polaków nie chce uznać tragicznie zmarłego prezydenta za najlepszą głowę państwa w historii III RP. Lider PiS postanowił więc wmówić Polakom, że Lech Kaczyński padł ofiarą zamachu. W zależności od nowych informacji o okolicznościach i przyczynach katastrofy dowiadujemy się, że zamach był dokonany przy pomocy sztucznej mgły, bomby termicznej, zakłóceń urządzeń pokładowych, a ostatnio mówi się o kontrolerach rosyjskich wykonujących polecenia płynące z jakiegoś tajemniczego ośrodka władzy. Przekaz ten skierowany jest przede wszystkim do twardego elektoratu Prawa i Sprawiedliwości. Jego celem jest wytworzenie w wyborcach poczucia, że żyją w niesuwerennym kraju. Wrogiem dla zwolenników PiS stają się nie tylko politycy Platformy Obywatelskiej, ale również instytucje państwa.
Z drugiej strony widać coraz wyraźniej, że Donald Tusk i jego zaplecze zlekceważyło zagrożenie, jakie niesie za sobą kwestia wyjaśnienia okoliczności katastrofy. Nerwowa reakcja na raport MAK, niespójna i źle adresowana odpowiedź komisji ministra Jerzego Millera - to wiatr w żagle Prawa i Sprawiedliwości, któremu udało się narzucić na nowo temat debaty publicznej. Świetnie wyczuwa to np. Jacek Kurski, który stwierdził, że „ostra retoryka smoleńska lepiej integruje elektorat" PiS. Kompletnie nie ma znaczenia, że Prawo i Sprawiedliwość nie zbudowało spójnej i jednoznacznej hipotezy zamachu - wystarczy, że spekulacje na ten temat przeniknęły do mainstreamu. A co jeżeli hipoteza zamachu zostanie obalona przez polską komisję i prokuraturę? Wtedy można przecież stwierdzić, że i tak nie dowiemy się nigdy, co było przyczyną katastrofy, ponieważ Rosjanie, w porozumieniu z rządem Donalda Tuska, robią wszystko, aby ukryć prawdę. Dlaczego to robią? Oczywiście dlatego, by ukryć prawdę o zamachu.
Donald Tusk i jego ekipa muszą zrobić wszystko, aby tezy o zamachu i polsko-rosyjskim spisku obalić. Wprawdzie nie zagrażają one bezpośrednio wynikowi wyborczemu Platformy Obywatelskiej, ale mogą doprowadzić do trwałej polaryzacji społeczeństwa i sytuacji, w której duża część elektoratu odmawia rządowi i prezydentowi prawa do sprawowania władzy. Powtarzane w kółko tezy o zamachu mogą również osłabiać pozycję Polski na arenie międzynarodowej.
W spór o Smoleńsk chcąc, nie chcąc muszą się angażować również pozostali gracze polskiej sceny politycznej. A to może okazać się dla nich zabójcze – co widać na przykładzie ugrupowania Joanny Kluzik-Rostkowskiej, które próbując zaprezentować własne zdanie w tej kwestii wpisuje się w narrację PiS-u. Tym samym wysyła sygnał do wyborców, którzy oczekiwali od tej formacji stworzenia jakiejś nowej jakości, że PJN w przyszłości może zostać elegancką przybudówką PiS. Efekt? Od kilku tygodni PJN nie jest w stanie przekroczyć progu wyborczego.
Rozwiązanie tego politycznego pata może być jednak tylko jedno. Sprawę smoleńską trzeba wyjaśnić do końca. Bez względu na koszty jakie trzeba będzie przy tym ponieść.
Z drugiej strony widać coraz wyraźniej, że Donald Tusk i jego zaplecze zlekceważyło zagrożenie, jakie niesie za sobą kwestia wyjaśnienia okoliczności katastrofy. Nerwowa reakcja na raport MAK, niespójna i źle adresowana odpowiedź komisji ministra Jerzego Millera - to wiatr w żagle Prawa i Sprawiedliwości, któremu udało się narzucić na nowo temat debaty publicznej. Świetnie wyczuwa to np. Jacek Kurski, który stwierdził, że „ostra retoryka smoleńska lepiej integruje elektorat" PiS. Kompletnie nie ma znaczenia, że Prawo i Sprawiedliwość nie zbudowało spójnej i jednoznacznej hipotezy zamachu - wystarczy, że spekulacje na ten temat przeniknęły do mainstreamu. A co jeżeli hipoteza zamachu zostanie obalona przez polską komisję i prokuraturę? Wtedy można przecież stwierdzić, że i tak nie dowiemy się nigdy, co było przyczyną katastrofy, ponieważ Rosjanie, w porozumieniu z rządem Donalda Tuska, robią wszystko, aby ukryć prawdę. Dlaczego to robią? Oczywiście dlatego, by ukryć prawdę o zamachu.
Donald Tusk i jego ekipa muszą zrobić wszystko, aby tezy o zamachu i polsko-rosyjskim spisku obalić. Wprawdzie nie zagrażają one bezpośrednio wynikowi wyborczemu Platformy Obywatelskiej, ale mogą doprowadzić do trwałej polaryzacji społeczeństwa i sytuacji, w której duża część elektoratu odmawia rządowi i prezydentowi prawa do sprawowania władzy. Powtarzane w kółko tezy o zamachu mogą również osłabiać pozycję Polski na arenie międzynarodowej.
W spór o Smoleńsk chcąc, nie chcąc muszą się angażować również pozostali gracze polskiej sceny politycznej. A to może okazać się dla nich zabójcze – co widać na przykładzie ugrupowania Joanny Kluzik-Rostkowskiej, które próbując zaprezentować własne zdanie w tej kwestii wpisuje się w narrację PiS-u. Tym samym wysyła sygnał do wyborców, którzy oczekiwali od tej formacji stworzenia jakiejś nowej jakości, że PJN w przyszłości może zostać elegancką przybudówką PiS. Efekt? Od kilku tygodni PJN nie jest w stanie przekroczyć progu wyborczego.
Rozwiązanie tego politycznego pata może być jednak tylko jedno. Sprawę smoleńską trzeba wyjaśnić do końca. Bez względu na koszty jakie trzeba będzie przy tym ponieść.