Skazani na nepotyzm?

Skazani na nepotyzm?

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Stanach Zjednoczonych i w Europie Zachodniej znajomości ze studiów są kapitałem na całe życie. Przynależność do konkretnej korporacji lub bractwa studenckiego, może automatycznie otworzyć przed absolwentem ścieżkę kariery. Studenci Oxfordu, Cambridge, czy francuskiej ENA wspierają się i pomagają sobie na kolejnych szczeblach kariery – często zupełnie niezależnie od przynależności partyjnej.
W PRL-u rolę takich korporacji odgrywały organizacje studenckie - ZSP, SZSP, a także ZSMP. Uczestników tych formacji rzadko łączyły poglądy polityczne, ideologia - częściej wspólne wyjazdy zagraniczne i rozmaite interesy. Niektóre z takich nieformalnych wspólnot przetrwały do dziś – przykładem jest stowarzyszenie Ordynacka, które ostatnio „odzyskuje" media publiczne. Do dziś procentują również znajomości zawarte przez członków NZS.

SLD wykryło i przedstawiło „układ" zależności, skupiający około 40 osób, powiązanych – mocniej lub słabiej, z ministrem Cezarym Grabarczykiem i Hanną Zdanowską, obecną prezydent Łodzi. Oprócz znajomości z wpływowymi politykami PO te 40 osób łączy fakt, że zajmują one intratne stanowiska w spółkach kolejowych i pocztowych. Łączy ich również to, że wszyscy są absolwentami łódzkich uczelni. Naganny proceder? Tak – ale tylko pod warunkiem, że na przedstawionej przez posła Wiesława Szczepańskiego liście są osoby , które zostały członkami zarządów i rad nadzorczych spółek niezgodnie z uprawnieniami.

Przy okazji pojedynku SLD z Grabarczykiem warto uświadomić sobie, że żadna demokracja i niczyje rządy nie są wolne od tego rodzaju koleżeńskich patologii. Polska nie jest w tym wypadku wyjątkiem – tym bardziej, że w naszym kraju nie ma etosu pracy urzędnika państwowego. Każda partia, po przejęciu władzy traktuje państwo, administrację, spółki Skarbu Państwa jako łup polityczno-biznesowy. Akurat w tej jednej kwestii kolor partyjnych sztandarów nie ma żadnego znaczenia. Żadna z ekip rządzących dotychczas Polską nie wypracowała jasnych kryteriów nominacji kadrowych, systemu awansów i działania w szeroko rozumianej służbie państwowej. W rezultacie zachowania, które w innych krajach są określane mianem korupcji politycznej i nepotyzmu – w Polsce są normą. Podejmowano wprawdzie nieśmiałe próby zmiany tej sytuacji - choćby poprzez stworzenie systemu szkoleń pracowników administracji państwa – ale szybko działań w tym zakresie zaniechano. Warto pamiętać, że to za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości zlikwidowano Korpus Służby Cywilnej, zastępując go tzw. Państwowym Zasobem Kadrowym, któremu miały podlegać wszystkie stanowiska administracji szczebla centralnego i większość kluczowych stanowisk administracji regionalnej.

Rak nepotyzmu, kumoterstwa i korupcji trawi Polskę od dwudziestu lat. Dziś możemy być pewni, że następcy koalicji PO-PSL natychmiast rzucą się na stanowiska i na synekury jak na należne zwycięzcom łupy.

Czy tak musi być? Niekoniecznie. Rozwiązanie jest jedno – radykalne, ale skuteczne. Prywatyzacja.