Przed tygodniem Suu Kyi uzyskała w swym domu w Rangunie dostęp do internetu. W Birmie, rządzonej przez wojskowych od 1962 roku, na korzystanie z internetu w domu obywatele muszą dostać pozwolenie władz. Kwitnie za to czarny rynek, na którym mieszkańcy mogą uzyskać dostęp do sieci, korzystając z fałszywych nazwisk.
Suu Kyi spędziła 15 z ostatnich 21 lat w areszcie domowym. Przez ten czas żyła bez dostępu do internetu i telefonu, mając bardzo ograniczone kontakty ze światem zewnętrznym. Tuż po uwolnieniu noblistka zapowiedziała, że chciałaby korzystać z Twittera i Facebooka, by kontaktować się z młodymi Birmańczykami.
Według Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego (ITU), będącego wyspecjalizowaną agendą ONZ, z internetu korzysta tylko jeden na 455 Birmańczyków. Organizacja "Reporterzy Bez Granic" uznaje birmańskie prawo dotyczące korzystania z sieci za jedno z najbardziej represyjnych na świecie.
W piątek Sąd Najwyższy Birmy odrzucił ostatnią możliwą apelację Suu Kyi od decyzji o rozwiązaniu jej partii. Decyzja sądu kładzie kres długiej batalii na rzecz odzyskania legalności przez to ugrupowanie, które w 1990 roku wygrało wybory parlamentarne. Wojskowe władze unieważniły jednak wyniki tych wyborów, w których NLD zdobyła 82 proc. głosów. W zaistniałej sytuacji NLD teoretycznie nie może uczestniczyć w życiu politycznym, ani też finansować działalności swoich członków i przedstawicielstw w dawnej stolicy Rangunie czy innych miastach.
zew, PAP